Poprzedni tydzień przyniósł blisko 1,3-proc. zwyżkę indeksu MSCI?EM, który śledzi zmiany na giełdach rozwijających się. Wynik byłby jeszcze lepszy, gdyby nie słaba sesja piątkowa, gdy większość rynków, nie tylko emerging markets, mocno straciła na wartości.

Wzrosty indeksów były sporym zaskoczeniem, bo napływające w poprzednich dniach  informacje makroekonomiczne sugerowały raczej ograniczanie ekspozycji w ryzykowne papiery wartościowe, za jakie uważa się m.in. akcje niż ich kupowanie. O?tym, że na świecie w zeszłym tygodniu panowała hossa, przesądziły kolejne rekordy na giełdzie nowojorskiej, która w czwartek ustanowiła historyczne maksima (indeks S&P 500). Popyt na amerykańskie akcje ma jednak uzasadnienie w poprawiającej się kondycji tamtejszej gospodarki. Doskonale radziła sobie też giełda japońska, która, podobnie jak amerykańska, seriami biła rekordy. Tokijski parkiet jest jednym z beneficjentów agresywnego programu stymulowania tkwiącej od lat w stagnacji gospodarki.

Spośród rynków wschodzących szczególnie dobrze radziła sobie giełda argentyńska, która wzrosła o prawie 4 proc. i z nawiązką odrobiła stratę z poprzedniego tygodnia. Od początku roku parkiet w Buenos Aires zyskał już przeszło 20 proc., co jest najlepszym wynikiem spośród wszystkich emerging markets. Międzynarodowi gracze z dużą wstrzemięźliwością patrzą jednak na to, co się dzieje na tamtejszym parkiecie. Zwracają uwagę, że hossa nie ma żadnego uzasadnienia fundamentalnego, a dynamika zmian indeksów sugeruje, że do gry włączył się kapitał spekulacyjny. Południowoamerykański kraj od dłuższego czasu zmaga się z inflacją, która według oficjalnych danych sięga już 11 proc. rocznie. Opozycja uważa jednak, że władze fałszują dane, a ceny są o 25 proc. wyższe niż rok temu. Rząd już kilka tygodni temu, w ramach walki z inflacją, zamroził ceny w sieciach handlowych. W poprzednim tygodniu wykonał podobny ruch w stosunku do paliw. Ich ceny zostały usztywnione na pół roku.

Bardzo przyzwoicie, drożejąc o przeszło 3 proc., wypadła też giełda praska. Graczy od czeskich akcji nie odstraszyło nawet obniżenie przez resort finansów prognoz wzrostu gospodarczego na rok bieżący i przyszły. W 2013 r. czeska gospodarka będzie tkwiła w stagnacji (jeszcze w styczniu prognoza zakładała 0,1-proc. wzrost),?a w przyszłym wzrośnie o 1,2 proc. (było 1,4 proc.). Powodem obniżenia założeń był fakt, że gospodarki zachodnioeuropejskie, do których trafia znaczna część wytwarzanych za Olzą dóbr, wciąż nie mogą wrócić na tory wzrostu. Inwestorzy większą wagę przywiązywali jednak do bieżących informacji makro, w tym o wolniejszym niż zakładano spadku produkcji przemysłowej czy malejącym bezrobociu.