Oni twierdzą, że nie ma żadnej. A im lepiej są wykształceni, tym ostrzej oceniają ekranowe wybuchy namiętności, fajerwerków i barw. Mówią mi: – Daj spokój, to naiwne i głupie. Indyjskie elity intelektualne traktują filmy z Bombaju tak jak polska inteligencja hollywoodzkie komedie i strzelaniny. Czekają na kino prawdziwe, bliskie życia. Takie, które opowiada o korupcji, mafii, biedzie i beznadziei, a przede wszystkim o tym, jak trudno w Indiach realizować indywidualne potrzeby, szczególnie uczuciowe. W Bollywood miłość zawsze triumfuje, w jakiś cudowny sposób udaje się ją pogodzić z interesem rodziny. Indyjska codzienność wygląda inaczej. Nierzadko oznacza presję, wyrzeczenie się siebie, konflikty z krewnymi. Bollywood, w którym my widzimy egzotyczne piękno, jest jak słodka powłoka, która ma przesłonić to, z czym Hindusi zmagają się naprawdę.

Ekstaza, w jaką wpadają Europejczycy na widok radosnych tańców, ceremonii i kończących się szczęśliwie romansów, to efekt iluzji. A także pobłażliwości – wstydzimy się zamiłowania do tych ckliwych historii, łatwiej je sobie wybaczyć, zasłaniając się ciekawością innej kultury i eksportując nasz tani sentymentalizm na koniec świata. To hobby, które wygodnie uprawiać na odległość, siedząc w fotelu w kraju, który promuje rozwój osobisty i coraz większą swobodę obyczajową. Problemy Hindusów nas nie obchodzą, obchodzi nas miłość. Ta idealna, osiągająca apogeum, gdy uosabiający bóstwo bohater tuli w ramionach cnotliwą i skromną bohaterkę. Lubimy Bollywood, bo nie jest dosłowne, wszystko, z seksem na czele, kryją metafory: uścisk dłoni, taniec, teledysk. Na tę maskaradę szczególnie podatne są kobiety: młode, jeszcze uczuciowo niespełnione, i te w średnim wieku, które szukają odpoczynku od prozy rodzinnego życia. Reżyserzy z Bombaju dobrze o tym wiedzą. Yash Chopra, król bollywoodzkich romansów, powiedział mi bez ogródek: – Kręcimy takie filmy, na które do kin pójdą kobiety i przyprowadzą ze sobą rodzinę albo przyjaciół.

Egzaltacja, z jaką polskie internautki piszą na portalach o bollywoodzkich gwiazdach, dorównuje wrzaskom indyjskich nastolatek w kinie oraz podnieceniu rikszarzy, którzy są najwierniejszą grupą widzów nad Gangesem. Podobnie jak oni, Polki często oglądają filmy bezkrytycznie. Tymczasem Bollywood warto polubić, nawet pokochać, ale najpierw trzeba je rozumieć.