Ale mimo to debiutancki film Zalli uhonorowano Wielką Nagrodą Jury festiwalu w Sundance. Bo choć odpycha brudem, to jednocześnie przykuwa uwagę intensywnymi relacjami między bohaterami.
Jest ich czworo. Są przegrani, pełni złudzeń jak najdalszych od prawdy, wyrachowani i zgorzkniali.
Pedro i Juan przybywają do Nowego Jorku z Meksyku. Ich emigracja jest nielegalna – wjeżdżają do miasta w ciężarówce handlarza ludźmi. 17-letni Pedro zamierza odnaleźć ojca, którego nigdy nie poznał. Juan okrada go z całego dobytku, którym jest torba z listem do ojca napisanym przez matkę.
Właśnie te kilka stron papieru, a także spryt i bezczelność przydadzą się złodziejowi, by znaleźć sposób na przeżycie w Nowym Jorku. Chłopak odnajdzie Diega – pomywacza garnków w restauracji – i oszuka go, podając się za jego syna. Wie bowiem, że stary człowiek w obskurnej norze, w której mieszka od 17 lat, ukrył spore oszczędności.
Tymczasem kompletnie zagubiony Pedro przeżyje w metropolii dzięki Magdzie, prostytutce i narkomance. Chłopak nie zrezygnuje z poszukiwań ojca, ale czy go odnajdzie? Intryga jest nieprzewidywalna i nic nie kończy się tak, jakbyśmy sobie tego życzyli. To wielka rzadkość w kinie zdominowanym przez happy end.