Bohaterem tej przewrotnej metafory sukcesu prowadzącego do nieuchronnej klęski jest Jan Ditě (czyli Dziecię). Mały – dosłownie i w przenośni – człowieczek, programowy oportunista.
Kelner, który na przekór absurdom historii zrealizował swoje marzenie: został właścicielem hotelu i milionerem. Ale – jak pada na wstępie z ekranu – całe szczęście, jakie spotkało Jana, wynika z jego nieszczęść. Film jest rodzajem spowiedzi bohatera, który w 1963 r., po prawie 15 latach (rok za każdy milion), opuszcza więzienie.
Odsiadywał wyrok razem z tymi, którym niegdyś chciał dorównać. Wychodzi odmieniony, pozbył się dawnych ambicji, pragnie tylko spokoju. W opuszczonej i zrujnowane wiosce opowiada swe życie dziewczynie, którą tam zesłano, bo nazbyt lubiła mężczyzn, i opiekującemu się nią profesorowi lingwistyki pilnującemu wyrębu lasu.
Zaczynał jako pikolak (młodszy kelner) w prowincjonalnej gospodzie, a sprzedając na dworcu parówki, dorobił się (niezbyt uczciwie) pierwszych pieniędzy. To właśnie wtedy zachłysnął się stylem życia bogaczy (wystawne bankiety i eleganckie burdele) i postanowił zostać milionerem.
Hrabal i Menzel lubią Jana Ditě, z jego wszystkimi słabościami. Choć historia i polityka biorą brutalny odwet na mało sympatycznym bohaterze za ignorowanie ich przez lata, nie mącą jego dziecięco naiwnego zachwytu nad życiem. Ta etycznie dwuznaczna, po mistrzowsku zrealizowana opowieść to urzekająca pochwała hedonizmu.