Teczka z cytowanym w filmie listem zakonnicy, miała około 400 stron. Były w niej dokumenty, notatki służbowe, sprawozdania służb, które miały zapobiec obecności obywateli na spotkaniu z hierarchą. Powołano nawet sztab antykryzysowy. Opracował szczegółowy scenariusz odciągnięcia ludzi od tej wizyty: mecz piłki nożnej Polska-Belgia dla dorosłych, a dla dzieci spotkanie z bohaterami „Czterech Pancernych".
Z jakich powodów listy zwyczajnych obywateli znalazły się w teczkach?
Czasem nawet trudno je sobie wyobrazić. Oprócz konkretnych zaleceń wiele zależało od wrażliwości i wyczucia czytających perlustratorów.
Spośród dokumentów, które zrealizował pan o PRL-u, „Cudze listy" są najsmutniejsze.
Profesor Jerzy Eisler, historyk, powiedział, że tego filmu nie da się oglądać. Że trzeba go odpokutować. Ale kiedy pokazywałem go młodym ludziom na Planet Doc Review, wcale nie odebrali go jako skrajnie smutnego. To chyba sprawa różnych doświadczeń pokoleniowych.
Kiedy zaczynałem realizować „Cudze listy" wydawało mi się, że będzie to słodko-gorzka opowieść, zwłaszcza, że dysponowałem także materiałami lirycznymi i zabawnymi. W trakcie montażu okazało się jednak, że rozbijają dramaturgię. Ten film nie jest ani historyczny, ani publicystyczny. Zrealizowałem moją bardzo autorską wizję PRL-u, choć wykreowany przeze mnie świat powstał w większości z materiałów archiwalnych. Zabieram widzów na wycieczkę w przeszłość. Chcę, by weszli w emocjonalną relację z tamtą rzeczywistością.