To był chyba najbardziej oczekiwany film tegorocznego festiwalu. I nie zawiódł widzów. Roman Polański potwierdził, że jest w znakomitej formie.
"Rzeź" to ekranizacja sztuki Yasminy Rezy, francuskiej dramatopisarki z węgiersko-irańskimi korzeniami. Jej "Bóg mordu" (tak brzmi polski tytuł sztuki) miał prapremierę w 2006 roku w Zurychu, dwa lata później trafił na londyński West End i nowojorski Broadway. Był też wystawiany w Polsce.
Polański zobaczył sztukę Rezy w paryskim teatrze Antoine'a w 2008 roku i od razu dostrzegł w niej materiał na gęsty, trzymający w napięciu film. Miał rację.
"Rzeź" zaczyna się od niemal sielskiego obrazka. Poprzez gałęzie drzew obserwujemy grupkę dzieciaków idących przez park. Jedynie z daleka widzimy, że między dwoma chłopakami dochodzi do kłótni. Popychają się i w tej szarpaninie jeden z nich uderza drugiego kijem. W ostatniej scenie, pod napisami, zobaczymy, jak chłopaki się godzą. Ale to nie oni są bohaterami filmu.