Film Kazimierza Kutza będzie pokazywany w ramach cyklu „Kino bez napisów".  - To było bardzo trudne zadanie, trochę szaleństwo, trochę epifania. Byłem jak pies spuszczony z łańcucha, ale z nieprawdopodobnie precyzyjnym pomysłem. Wiedziałem, że muszę znieść kwadratowe jajo – mówił o filmie jego reżyser.

"Nikt nie woła" jest polemiką z Popiołem i diamentem (1958) Wajdy: Bożek (Henryk Boukołowski), młody akowiec, który nie  zabił „czerwonego" to rewers Maćka Chełmickiego. U Kutza tematyka polityczna zostaje unieważniona, bo dla bohatera ważniejsza jest inicjacja erotyczna, podkreślająca przekonanie reżysera, że to nie idea, a życie samo w sobie jest najwyższą wartością.

Opowiadaniu o miłości Bożka i Lucyny (Zofia Marcinkowska) podporządkowana jest awangardowa, nowofalowa forma filmu, gdzie doskonałym uzupełnieniem zdjęć Jerzego Wojcika stała się nowoczesna, atonalna muzyka autorstwa debiutującego w tej roli Wojciecha Kilara. Twórcy nie mogą przeboleć do dziś, że film wszedł na ekrany z ocenzurowanym finałem. Zabrakło w nim pierwszej w polskim kinie nagiej sceny erotycznej.

Rekonstrukcja obrazu "Nikt nie woła" jest dziełem Studia Postprodukcyjnego The Chimney Pot, rekonstrukcją dźwięku zajmował a się firma SoundPlace Dukszta & Malisz.