Festiwal w Karlowych Warach

Odrzucone w Gdyni nowe filmy Kolskiego i Mularuka miały swoje światowe premiery w Karlowych Warach – pisze Barbara Hollender z Karlowych Warów

Publikacja: 05.07.2012 14:10

Eryk Lubos w "Zabić bobra" Jana Jakuba Kolskiego

Eryk Lubos w "Zabić bobra" Jana Jakuba Kolskiego

Foto: Festiwal w Karlowych Warach

- Moje kino jest bardzo osobiste - mówił Jan Jakub Kolski w Karlowych Warach. - Staję za kamerą, gdy coś mnie zainteresuje intelektualnie, przemówi do emocji. Tu zszedłem na samo dno siebie, żeby zobaczyć, kim jestem. I ile jest we mnie strachu.

Zobacz galerię zdjęć

Odrzucone przez selekcjonerów festiwalu w Gdyni „Zabić bobra" tu dostało się do międzynarodowego konkursu głównego. I nie ulega wątpliwości, że coś ten film w sobie ma. Trudno go opisać tak, by nie pozbawić widza elementu zaskoczenia, które jest bardzo ważne. Więc tylko tyle: do opuszczonego spichlerza nad rzeką wprowadza się mężczyzna. Pogruchotany przez życie samotnik, udręczony przez tragiczne wspomnienia. Były żołnierz, który przeżył traumę podczas misji w Afganistanie i stracił na wojnie najbliższą osobę. Ma przeprowadzić jakąś nieokreśloną, militarną akcję. Pewnego dnia w jego świecie pojawia się dziewczyna. Ona też, mimo młodego wieku, kryje ponure tajemnice. Dwoje rozbitków potrzebuje się nawzajem, ale taka historia nie może skończyć się happy endem.

Eksperyment i western

- W Polsce rzadko mówi się o zespole stresu bojowego - mówi Kolski. - Żołnierz idący na misję kojarzy się z obrazem dzielnego ułana, który wraca z wojny z orderami i jest bohaterem dla żony, dzieci, sąsiadów. Myślałem zawsze, że pod tym wizerunkiem musi być coś jeszcze. Przygotowując się do filmu o jednostce specjalnej GROM, przez pół roku spotykałem się z generałem Petelickim i jego żołnierzami. Ci ludzie uśmiechali się, ale patrząc w ich oczy, zrozumiałem, że coś ukrywali. A kiedy kończyliśmy prace nad „Zabić bobra", w gazetach ukazała się informacja, że w Tatrach znaleziono mieszkającego w szałasie i żywiącego się soplami lodu człowieka. Nikt nie potrafił się z nim porozumieć. Okazał się żołnierzem, który wrócił z Iraku.

- Mam nadzieję, że nasz film zostanie odebrany nie tylko na poziomie opowieści o żołnierzu - dodawał odtwórca głównej roli Eryk Lubos. - To także historia o poszukiwaniu miłości i prawdy, o rozstaniach.

„Zabić bobra" zaskoczy widzów. Reżyser pełnych poezji filmów, jak „Jańcio Wodnik" i „Historia kina w Popielawach", czy bardziej klasycznych, jak „Pornografia" i „Wenecja", szuka nowych środków wyrazu. Jednak jego obraz nie jest tylko eksperymentem z formą. Ten film może wciągnąć widza albo odrzucić, ale z pewnością zostawi w nim niepokój.

Inny gdyński „odrzucony" - pokazywana w sekcji Na wschód od Zachodu „Yuma" Piotra Mularuka to opowieść o kilkorgu młodych ludziach z polskiego przygranicznego miasteczka, którzy nie mają przed sobą żadnych perspektyw. Ale nowa rzeczywistość wczesnych lat 90. obudziła w nich marzenia. Dość proste: markowe buty, skórzana kurtka, lepsze życie. Nie potrafią ich spełnić inaczej, niż schodząc na drogę przestępstwa. Jeżdżą do Niemiec i okradają sklepy. To ich sposób na wydostanie się z kręgu biedy, zdobycie pozycji wśród sąsiadów.

Jednak za swoje wybory muszą zapłacić wysoką cenę.

Na stykupolsko-czeskim

Nieco westernowa stylistyka filmu podzieliła krytyków: zachodnim podobała się, tym z Europy Środkowej wydawała się uproszczeniem. Ale publiczność „Yumę" pokochała. W rankingu widzów, gdzie oceniane są tytuły ze wszystkich sekcji, opowieść Mularuka zajmuje dziś wysokie, siódme miejsce. Także dzięki aktorom - przede wszystkim Jakubowi Gierszałowi i efektownie przerysowanej, nieco almodovarowskiej Katarzynie Figurze.

„Yuma" powstała w koprodukcji polsko-czeskiej, podobnie jak bardzo tu oczekiwany „Polski film". Obraz Marka Najbrta powstał dzięki nagrodzie, jaką czeski reżyser dostał za „Protektorat", wygrywając 3. edycję krakowskiej Off Plus Camera i zdobywając dotację PISF w wysokości 1 mln zł. Powstał obraz o aktorach, którzy postanawiają wspólnie nakręcić film, na który pieniądze daje im polski producent. Czeskie gwiazdy - Tomas Matohona, Pawel Liska, Marek Daniel i Josef Polasek - grają tu siebie samych, choć jak podkreślają: „To nie znaczy, że jesteśmy sobą". Najbrt opowiada o aktorstwie, przeżywaniu wielu żyć jednocześnie, o mieszaniu się fikcji i prawdy, wyobraźni i rzeczywistości. A wszystko to toczy się na styku polsko-czeskiej mentalności, jako że część zdjęć nakręcono w Krakowie.

- Polacy nie zawsze rozumieją nasze poczucie humoru- mówił Najbrt. - Ale produkcyjnych problemów nie było. Musiałem się tylko przyzwyczaić w języku polskim do słowa „szukać", które po czesku jest mało parlamentarne.

Poza tymi tytułami można w Karlowych Warach obejrzeć siedem innych filmów polskich lub współrealizowanych z polskimi firmami. Fabuł i dokumentów. To niemal postscriptum do festiwalu gdyńskiego. „Yumę" widzowie będą mogli oglądać na naszych ekranach 10 sierpnia, „ Zabić bobra" nie ma jeszcze ustalonej daty premiery.

Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu
Film
Europejskie Nagrody Filmowe: „Emilia Perez” bierze wszystko
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Film
Harry Potter: The Exhibition – wystawa dla miłośników kultowej serii filmów