?Nostalgiczna piosenka o paryskiej kawiarni i wielkim uczuciu

"Café de Flore" to idąca na przekór współczesnym trendom romantyczna opowieść o sile miłości. Od jutra na ekranach - pisze Marek Sadowski

Aktualizacja: 18.10.2012 20:15 Publikacja: 18.10.2012 19:22

"Café de Flore"

"Café de Flore"

Foto: Vivarto

Melodramat istnieje od początków kina, ale należy do pogardzanych przez krytykę i snobów gatunków. Bywa pomawiany o kiczowatość, zły smak i tandetę. A przecież te filmy mogą być znakomite, poprawne i niedobre. To wyłącznie sprawa talentu i pomysłowości twórców.

Zobacz galerię zdjęć

Kanadyjczyk Jean-Marc Vallée („C.R.A.Z.Y.", „Młoda Wiktoria") nie przestraszył się odium ciążącego nad filmami o miłości. W autorskim „Café de Flore" ukazał uczucie ponadczasowe, w metafizyczny sposób łączące ludzi rozdzielonych przez czas i miejsce.

To dwie linearnie przeplatające się historie. Pierwsza – rozgrywająca się w latach 60. w Paryżu – jest opowieścią o Jacqueline (Vanessa Paradis), samotnej matce wychowującej synka z zespołem Downa. Podporządkowała mu całe życie i nie może się pogodzić ani zaakceptować jego dziecięcego uczucia do równie upośledzonej koleżanki ze szkoły.

Bohaterem drugiej – umiejscowionej współcześnie w Montrealu – jest didżej Antoine (Kevin Parent), ojciec dwóch dorastających dziewczynek. Właśnie rozstał się po latach szczęśliwego pożycia z ich matką Carole (Heléne Florent), by poślubić poznaną niedawno w nocnym klubie Rose (Evelyne Brochu).

Obie opowieści łączy piosenka, będąca tytułem filmu, a poświęcona sławnej kawiarni przy bulwarze Saint-Germain, w której spotykała się elita intelektualna powojennego Paryża. Jean-Marc Vallée stwierdził w jednym z wywiadów, że jej dźwięki zainspirowały go do napisania scenariusza.

Stworzył skomplikowaną układankę, w której łatwo się pogubić, szukając związku między odległymi czasowo i geograficznie historiami. Zwłaszcza że całości dopełniają, mocno komplikując fabułę, wspomnienia Antoine'a z okresu małżeństwa z Carole oraz jej niespokojne sny po rozwodzie. Właśnie w nich odnajdziemy, lub tylko może się nam tak zdaje, powiązania obu pozornie niepasujących do siebie historii.

To uwikłane w metafizykę rozwiązanie nie jest jednak najważniejsze. Dla Vallée'a istotniejsze wydaje się ukazanie odcieni i wariantów miłości poprzez metodyczne rozbieranie uczucia na pojedyncze cząsteczki. Pokazuje to bez emocjonalnego dystansu, niemal utożsamiając się z rozterkami i problemami wymyślonych przez siebie postaci. Nie boi się oskarżeń o sentymentalizm.

Melodramat istnieje od początków kina, ale należy do pogardzanych przez krytykę i snobów gatunków. Bywa pomawiany o kiczowatość, zły smak i tandetę. A przecież te filmy mogą być znakomite, poprawne i niedobre. To wyłącznie sprawa talentu i pomysłowości twórców.

Zobacz galerię zdjęć

Pozostało 86% artykułu
Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu