Robert De Niro senior (1922-93) był malarzem, którego autorzy filmu sytuują obok Jacksona Pollocka i Willema de Kooninga. Problem w tym, że nie został należycie doceniony za życia – ta opinia powraca w wielu opowieściach o tym artyście. Inspiratorem powstania filmowego portretu był jego syn – wybitny aktor. Mówi on między innymi o tym, że czuje się w obowiązku, by pamięć o ojcu i jego twórczości przekazać swoim dzieciom. Gnębi go - co ujawnia niemal na końcu swej opowieści - że nie wykorzystał i nie docenił w pełni wspólnie spędzonego czasu....
- Uważam go za wielkiego artystę – mówi aktor.
Jego słowa potwierdzają krytycy sztuki i znajomi występujący w filmie. Przypominają, że w latach 40. ubiegłego wieku Robert De Niro Senior uczył się sztuki malarskiej w nowojorskiej szkole Hansa Hofmana. Z sukcesami, bo szybko odnalazł swoją artystyczną drogę. Należał do ruchu abstrakcjonistów, choć potem jego malarstwo ewoluowało. Jednym z jego największych sukcesów była wystawa w Art of the Century w 1945 roku.
Na początku obrazy były cenione przez krytyków sztuki i publiczność. Później tworzył na uboczu głównych nurtów, pozostając idealistą, czyli – nie dostosowując się do fali, która mogłaby go ponieść i ulżyć finansowym troskom.
Występujący w filmie pamiętają go jako pełnego energii faceta z rewelacyjnym poczuciem humoru. Kochającego muzykę, świetnego tancerza. Widzowie zobaczą jego zdjęcia młodego przystojnego, roześmianego mężczyzny z kędzierzawą czupryną i dojrzałego mężczyzny urodą przypominającego sławnego syna.... Fascynował go Paryż do tego stopnia, że lubił uważać się za Francuza. Pisał wiersze i szalał na punkcie Grety Garbo. I nawet traf chciał, że kiedyś spotkał ją w windzie, ale nie starczyło mu śmiałości by się odezwać do uwielbianej aktorki i wyznać, że namalował niejeden jej portret... Ale też cierpiał na depresję i próbował ją leczyć.