Barbara Hollender z Rygi
To było absolutne szaleństwo. Członkowie Akademii, którzy szczelnie wypełnili salę Opery w Rydze, bili brawo i krzyczeli z radości za każdym razem, gdy za sceny padał tytuł „Ida”. A padał stale.
Takiego triumfu w historii Europejskich Nagród Filmowych nie odniosła jeszcze żadna produkcja. „Ida" zdobyła laur dla najlepszego filmu roku, Paweł Pawlikowski dostał statuetkę dla najlepszego reżysera i - razem z Rebeccą Lenkiewicz - za scenariusz. Łukasz Żal odebrał nagrodę za zdjęcia. A wreszcie - co jest niebywałym sukcesem - trudna, czarno-biała „Ida" dostała People's Choice Award czyli nagrodę publiczności. W statuetki nie zamieniły się tylko dwie nominacje aktorek — Agaty Kuleszy i Agaty Trzebuchowskiej.
Tytuł najlepszego filmu „Ida" wywalczyła w bardzo silnej konkurencji. W „Lewiatanie" Andriej Zwiagincew mówił o korupcji i amoralności rosyjskiej prowincji. W szwedzkim dramacie psychologicznym „Turysta" Ruben Ostlund śledził proces utraty zaufania i pytał o odpowiedzialność za drugiego człowieka. W „Nimfomance" śmiałą opowieścią o seksualności kobiety prowokował Duńczyk Lars von Trier. W „Zimowym śnie" Turek Nuri Bilge Ceylan snuł refleksje na temat samotności, współczesnej moralności, roli inteligencji, relacji między ludźmi z różnych klas społecznych. Ale „Ida" przekonała wszystkich, bo jest filmową perełką o bardzo wielu warstwach. „Czy w Polsce trudno było zrobić film o Holocauście?" — spytał Pawła Pawlikowskiego podczas konferencji prasowej po ceremonii rozdania nagród jeden z dziennikarzy. — W Polsce to nie jest temat-tabu. Ale akurat „Ida" nie jest opowieścią o Holocauście, starałem się w niej powiedzieć znacznie więcej — zaczął swoją odpowiedź Pawlikowski.
„Ida" jest filmem o Polsce lat 60,. o czasach stalinizmu, o niełatwych relacjach polsko-żydowskich, ale też o wchodzeniu w życie, szukaniu własnej tożsamości, dojrzewaniu do wiary.