Wenecki Złoty Lew dla „Biednych istot”. Nagroda dla Holland

Agnieszka Holland z Nagrodą Specjalną Jury za „Zieloną granicę”

Publikacja: 10.09.2023 11:40

Yorgos Lanthimos

Yorgos Lanthimos

Foto: AFP

Film Yorgosa Lanthimosa jest opowieścią o wyzwalaniu się kobiety w męskim, patriarchalnym świecie. Bohaterka, jak Frankenstein, jest tu wytworem szalonego naukowca. Uczy się kolejnych słów, stawiania kroków, najpierw koślawych, potem coraz bardziej płynnych. Ucieka od swego „stwórcy”, by poznać świat, o którym nie ma żadnej wiedzy. Popełnia błędy, ale staje się coraz bardziej świadomą osobą. Wyrabia sobie własne zdanie na każdy temat, nie widzi potrzeby podporządkowywania się komukolwiek. Chce sama stanowić o sobie. „Biedne istoty” są peanem na cześć prawa człowieka do wolności, do życia w zgodzie ze sobą. Odbierając nagrodę Yorgos Lanthimos zadedykował ją swojej aktorce Emmie Stone, bez której jego filmu by nie było. 

Nagroda dla Agnieszki Holland za film "Zielona granica"

Ale weneckie jury nie odwróciło się też od najbardziej palących problemów współczesności. Nagroda Specjalna Jury dla „Zielonej granicy” Agnieszki Holland to ukłon w stronę kina ważnego, nieobojętnego na problemy świata.  

Opowieść z granicy polsko-białoruskiej widziana oczami uchodźców, strażników granicznych, aktywistów niosących pomoc i kobiety, która na wschodniej rubieży chciała znaleźć spokój po życiowej tragedii, ale nie mogła pozostać obojętna na los umierających w lesie ludzi – robi ogromne wrażenie. 

—Nie było łatwo ten film zrobić – mówiła Holland i po podziękowaniach współpracownikom dodała: 

— Od  2014 roku, gdy zaczął się kryzys uchodźczy około 60 tysięcy osób zginęło próbując przedostać się do Europy. Gdy teraz tu siedzimy, sytuacja, jaką pokazałam w filmie, trwa nadal. Ludzie wciąż ukrywają się w lasach, odzierani z godności, z praw człowieka, bezpieczeństwa. Niektórzy z nich umierają. Tu, w Europie. Nie dlatego, że nie mamy środków, by im pomóc. Dlatego, że nie chcemy tego zrobić. Na szczęście są też w Europie i w Polsce ludzie, którzy pomagają wierząc, że ich obowiązkiem jest zachować człowieczeństwo. Dlatego dedykujemy ten film wszystkim aktywistom – od Polski do Lampeduzy. 

Czytaj więcej

Festiwal Filmowy w Wenecji: Agnieszka Holland z Nagrodą Specjalną Jury

Zaś podczas konferencji prasowej zwycięzców Agnieszka Holland powiedziała:

— Bycie tutaj z takim filmem jest pewnym paradoksem. Festiwal to czerwony dywan, gwiazdy, piękne suknie, celebracja kina, a nasz film opowiada o nędzy człowieczego losu, o okrucieństwie polityków i często też zwykłych obywateli, o problemie, który wpłynie na przyszłość Europy i, mam wrażenie, zmieni ją w złym kierunku. Ale potrzebujemy czerwonego dywanu, żeby zwrócić uwagę na migrantów, aktywistów, strażników granicznych, którzy są zmuszani do używania wszelkich środków, by nie wpuścić uchodźców do kraju. Oni wszyscy nie mają zwykle głosu, bo nie chcecie ich wysłuchać. Ważne więc, że możemy pokazać na festiwalu film, który stara się nieść prawdę i dotrzeć do serc widzów. Ale filmy nie zmienią świata. Trzeba działać. I mam nadzieję, że Europa się obudzi. Bo to ostatnia chwila. 

Równie mocno jak „Zielona granica” wybrzmiał na festiwalu „Io, Capitano”. Jego twórca Matteo Garrone dostał nagrodę dla najlepszego reżysera, a grający głównego bohatera Seydou Sarr - Nagrodę Marcello Mastroianniego dla młodego aktora. Ich opowieść też jest głosem o problemie uchodźczym. Tyle że Garrone opowiada tę historię tylko z punktu widzenia emigrantów - dwóch szesnastolatków, którzy uciekają z senegalskiej wioski i chcą się przedrzeć do Europy, by lepiej żyć i pomóc swoim rodzinom. Ich droga do „lepszego świata” jest pełna upokorzeń i cierpienia. 

Ze swoimi demonami mierzy się Pablo Larrain. Jurorzy uznali, że to właśnie on i jego stały współpracownik Guillermo Calderon napisali najlepszy scenariusz. Obaj nigdy nie unikali mocnego, politycznego kina. Ich „El Conde” to połączenie czarnej komedii, groteski, politycznej satyry. Bohaterem jest tu wampir, który żerował na swoich ofiarach od Rewolucji Francuskiej, gdy spijał z gilotyny krew Marii Antoniny aż po XX wiek, gdy stał się dyktatorem w Chile. „El Conde” inspirowany jest postacią Augusto Pinocheta, który przejął władzę w Chile w czasie zamachu stanu w 1973 roku, a zmarł w 2006 r. w areszcie domowym. oskarżony o ponad 300 naruszeń praw człowieka w ciągu prawie dwudziestu lat dyktatury. 

Z kolei kinem społeczno-ekologicznym jest nagrodzone Srebrnym Lwem „Zło nie istnieje” Ryusuke Hamaguchiego – opowieść o ludziach żyjących w zgodzie z naturą w małej osadzie pod Tokio aż do czasu, gdy deweloper postanawia właśnie na tym terenie zbudować luksusowe centrum – płuca dla mieszkańców stolicy. 

Ale w czasach pocovidowej izolacji i samotności artyści nie zapominają też o najprostszych uczuciach. Nagrodę dla najlepszego aktora odebrał Peter Sarsgaard za rolę dementnego mężczyzny w „Memory”. Nagroda za rolę kobiecą przypadła Cailee Spaeny, która zagrała tytułową rolę w „Priscilli”. Sofia Coppola pokazała trudny związek młodziutkiej dziewczyny z Presleyem. Opowiedziała o uczuciu dziewczynki, niemal dziecka, które dojrzewa i zaczyna buntować się przeciwko życiu w złotej klatce. Spaeni jest śliczna i wrażliwa, ale nie ukrywam: żadna to rola w porównaniu z kreacjami Emmy Stone w „Biednych istotach” czy Małgorzaty Hajewskiej, która w filmie Małgorzaty Szumowskiej i Macieja Englerta „Kobieta z…” zagrała transpłciową kobietę. Choć tu akurat mam wrażenie, że międzynarodowa publiczność miała problem ze zrozumieniem tego świetnego filmu – nie dawała sobie rady z ważnym tłem, jakie dla tej opowieści tworzyło pół wieku historii Polski – zwłaszcza ze scenami z czasu Solidarności czy papieskiej pielgrzymki. Została też we mnie opowieść o miłości, niespełnieniach, tęsknocie, życiu, które pisze niełatwe scenariusze – „Poza sezonem” Stephane’a Brize z delikatnymi, pełnymi prawdy rolami Alby Rohrwaher i Guillame”a Caneta. 

Nagród jest niewiele, ale mamy za sobą ważny festiwal, w którym pojawiło się niemało interesujących filmów. Ważnych, bo ich twórcy zrozumieli, że - jak powiedział dyrektor festiwalu Alberto Barbera – „nie wolno zamykać się w małych ogrodach, pełnych pięknych filmów”. Otworzyli więc szeroko okno na świat.

Film Yorgosa Lanthimosa jest opowieścią o wyzwalaniu się kobiety w męskim, patriarchalnym świecie. Bohaterka, jak Frankenstein, jest tu wytworem szalonego naukowca. Uczy się kolejnych słów, stawiania kroków, najpierw koślawych, potem coraz bardziej płynnych. Ucieka od swego „stwórcy”, by poznać świat, o którym nie ma żadnej wiedzy. Popełnia błędy, ale staje się coraz bardziej świadomą osobą. Wyrabia sobie własne zdanie na każdy temat, nie widzi potrzeby podporządkowywania się komukolwiek. Chce sama stanowić o sobie. „Biedne istoty” są peanem na cześć prawa człowieka do wolności, do życia w zgodzie ze sobą. Odbierając nagrodę Yorgos Lanthimos zadedykował ją swojej aktorce Emmie Stone, bez której jego filmu by nie było. 

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
Festiwal w Cannes z cieniem #metoo. Mają paść poważne oskarżenia wobec gigantów
Film
Piotr Adamczyk gra mafioso. Kiedy odmawiał grania playboyów, uratowała go Ameryka
Film
Cannes 2024: Coppola, Lanthimos i „Furioza. Saga Mad Max” powalczą o Złotą Palmę
Film
Nie żyje Roger Corman, "król filmów klasy B"
Film
Rekomendacje filmowe na weekend: Stara Anglia, Sudan i miasto bogów