To było wyjątkowe Berlinale, bo aż sześć z ośmiu najważniejszych festiwalowych nagród trafiło w ręce kobiet.
Kariera urodzonej w Barcelonie 36-letniej reżyserki układa się wzorcowo. W 2017 r. to na Berlinale dostrzeżono jej talent, nagradzając debiutanckie „Lato 1993” Kryształowym Niedźwiedziem. Teraz drugi pełny metraż przyniósł Simón najważniejszą z berlińskich nagród. „Chyba mogę nazwać się córką Berlinale, bo traktuję to miejsce jak prawdziwy, filmowy dom” – mówiła wyraźnie wzruszona podczas ceremonii zakończenia festiwalu.
Mała część
„Alcarràs”, podobnie jak debiut, jest przesiąknięty lokalną tożsamością. Tytuł odnosi się do niewielkiej wioski, zaś film to wyraz przywiązania do katalońskiej prowincji, ale również do świata, który w dobie globalizacji, rozwoju technologii i coraz szybciej postępujących zmian powoli odchodzi. Życie rodziny rolników zmienia się, gdy umiera właściciel dużej posiadłości, a jego spadkobierca postanawia sprzedać ziemię.
Czytaj więcej
Nagrody zostały przyznane po sześciu dniach pokazów, jako że główna część festiwalu została skrócona z powodu pandemii
Jeszcze kilka lat temu tę filmową, cierpliwą obserwację codziennego trudu kilkupokoleniowej rolniczej rodziny traktowalibyśmy jako coś zupełnie normalnego. Dzisiaj jest w niej jakiś element egzotyki. Dało się zresztą wyczuć w tegorocznym werdykcie jury, obradującego pod przewodnictwem reżysera „Szóstego zmysłu” M. Nighta Shyamalana, pewną nostalgię, potrzebę zwolnienia i celebracji chwili. Być może to efekt postpandemicznej refleksji, ale to, co proste – w dobrym tego słowa znaczeniu – było w tym roku w Berlinie w cenie. Znalazło to zresztą wyraz w nagrodzonym Grand Prix „The Novelist’s Film” Honga Sang-soo czy wyróżnionym „A Piece of Sky” Michaela Kocha.