"American Honey": Młodzieńcza wolność słodka z pozoru

Amerykańskie kino drogi według Brytyjki Andrei Arnold. „American Honey" od piątku w ekranach.

Aktualizacja: 28.03.2017 23:09 Publikacja: 28.03.2017 18:18

Świetna Sasha Lane w roli Star.

Świetna Sasha Lane w roli Star.

Foto: Gutek Film

Po pierwszych filmach krytycy nazywali ją następczynią Kena Loacha i Mike'a Leigh. Andrea Arnold nie dała się zaszufladkować i zamiast dalej penetrować ubogie dzielnice wielkich miast, zekranizowała klasyczną powieść „Wichrowe wzgórza". I znów zaszokowała, bo pokazała XIX-wieczną prowincję w błocie i brudzie, zamiast gwiazd zaangażowała naturszczyków, a jej przybłęda przygarnięty przez rodzinę Earnshowów był czarnoskóry.

 

Teraz Andrea Arnold uciekła do Stanów. – Ameryka jest rozległym i skomplikowanym krajem, który ma wiele twarzy, wiele prawd, wiele sprzeczności. Musiałam znaleźć do niej klucz emocjonalny. Inaczej nie mogłabym zrealizować „American Honey" – mówiła w wywiadzie dla „Guardiana".

Przeczytała w „New York Timesie" reportaż o dzieciakach, które jeżdżą po Stanach, żyjąc ze sprzedaży prenumerat gazet. Po jakimś amerykańskim festiwalu wynajęła więc samochód i pojechała ich śladem. Zatrzymywała się w podrzędnych motelach, rozmawiała z ludźmi.

– Mój film jest miksem tego, czego dowiedziałam się o Stanach podczas tej wyprawy, i wyobrażeń o tym świecie, które jako młoda dziewczyna wyniosłam z mitycznych amerykańskich westernów i kina drogi – opowiada teraz.

„American Honey" tylko z nazwy jest słodki. Bohaterka filmu, 18-letnia Star, chcąc wyzwolić się z domu, daje się zwerbować do grupy młodych komiwojażerów, którzy jeżdżą od miasta do miasta, handlując subskrypcjami kolorowych magazynów. Romans z Jakiem okaże się dla Star bolesny, bo chłopak jest w związku z szefową grupy. Ale ważni są nowi przyjaciele i nowe życie. Szalone, pełne wolności.

Tak naprawdę bohaterowie filmu mają dość zwyczajne marzenia: dobre życie, dom, ogródek, dzieci. Ale nie mogąc ich spełnić, żyją z dnia na dzień, zarabiają tak, jak umieją, i bawią się do zatracenia.

„American Honey" to szalony film o dorastaniu. Pełen muzyki, tańca, krzyku, atmosfery rodem z „Easy Rider". Wolność, seks – to wszystko brzmi jak wolny wybór, bunt wobec mieszczańskich wzorców. Ale Andrea Arnold kreśli dość ponury portret ludzi, którzy nie wiedzą, co zrobić z życiem. Ideologią wygłupu i swobody przykrywają beznadzieję i brak perspektyw. A szefowa, niemal jak w korporacji, rozlicza ich z liczby pozyskanych klientów i zarobków.

„American Honey" wpisuje się w niezależną amerykańską nową falę. Tę, która dużo przed wyborczym sukcesem Trumpa dokumentowała nastroje środkowych stanów Ameryki, prowadzące do poparcia taniego populizmu. W tym zadaniu reżyserce pomagają młodzi aktorzy: świetna Sasha Lane (Star) i Shia LaBeouf (Jake), który skutecznie odciął się od „Transformersów", „Indiany Jonesa" i wybiera coraz ambitniejsze role.

Niestety, trzy godziny w kinie dłużą się, widza nie jest w stanie ożywić nawet muzyka Rihanny, Calvina Harrisa, Sama Hunta, The Raveonettes czy Bruce'a Springsteena. Znów okazuje się, że najbardziej przydatnym narzędziem filmowca mogą być nożyczki.

Film
Cannes’25: Tom Cruise walczy z demonem sztucznej inteligencji i Rosjanami
Film
Festiwal w Cannes oficjalnie otwarty. Nagroda za całokształt twórczości dla Roberta De Niro
Film
Cannes 2025: Trump kontra europejskie kino
Film
„Zamach na papieża". Jest zwiastun filmu Bogusława Lindy i Władysława Pasikowskiego
Film
Nieznana biografia autora „Zezowatego szczęścia". Zapomniany mistrz polskiego kina