Reklama

Jestem Rosa": dobre, południowoamerykańskie, kobiece kino

„Jestem Rosa" to kobiece kino w dobrym wydaniu południowoamerykańskim. Od piątku na ekranach.

Publikacja: 02.10.2017 19:04

Foto: materiały prasowe

Coraz częściej docierają do nas ogromnie interesujące filmy z Ameryki Południowej. Twórcy z tego kontynentu – Alejandro Gonzalez Inarritu czy Guillermo del Toro – dawno zadomowili się w Hollywood. Ale czasem znacznie ciekawsze obrazy tworzą ci, którzy pozostają wierni własnej kulturze.

Stałymi bywalcami festiwali są Brazylijczycy Walter Sales, Fernando Meirelles czy Fernando Eimbcke, Peruwianka Claudia Llosa, Chilijczycy Pablo Larrain, Sebastian Campos czy Sebastian Lelio, Argentyńczycy Rodrigo Moreno, Lucrecia Martel czy Daniel Burman, Meksykanie z Carlosem Reygadasem na czele.

Lais Bodanzky razem z mężem Luisem Bolognezim w 2004 roku wymyśliła w Brazylii akcję podobną do naszej Polski Światłoczułej Doroty Kędzierzawskiej. Ruszali w drogę swoim busem, w małych miastach rozkładali przenośmy namiot, w którym mieści się ekran i ponad 200 osób, i za darmo wyświetlali filmy.

W ciągu pierwszej dekady odwiedzili prawie 200 miast, zorganizowali tysiące seansów. Finansowo wspiera ich kompania zawiadująca autostradami. Ale Lais Bodanzky jest też reżyserką. Robi dokumenty i filmy fabularne.

Bohaterką współczesnego dramatu „Jestem Rosa" jest młoda kobieta – żona, matka dwóch córek, osoba o artystycznych aspiracjach, która chciałaby pisać sztuki teatralne, a musi zarabiać na życie pracą w reklamie.

Reklama
Reklama

Jej małżeństwo wydaje się stabilne, choć Rosa podejrzewa męża o zdradę. Ale jakoś to życie się toczy, aż do momentu, gdy wszystko wywraca matka, która dość nieodpowiedzialnie i niespodziewanie mówi, że człowiek, który Rosę wychował, naprawdę nie jest jej ojcem.

Rosa jest bowiem owocem krótkiego romansu z mężczyzną, który dziś pełni wysokie funkcje państwowe. To wyznanie, rzucone przy innych członkach rodziny, zmusza Rosę do skonfrontowania się z własną przeszłością, do zredefiniowania swojej tożsamości, ale też do innego spojrzenia na dzień dzisiejszy.

Jest w tym filmie coś jeszcze. Jego oryginalny tytuł brzmi: „Jak nasi rodzice". Z pokolenia na pokolenie wciąż popełniamy podobne błędy...

„Jestem Rosa" daje prawdziwy obraz, mocno osadzony w realiach brazylijskich. A jednocześnie uniwersalny, bo może trafić do publiczności pod każdą szerokością geograficzną. Zwłaszcza do kobiet, bo Bodanzky opowiada tę historię z ich punktu widzenia.

Coraz częściej docierają do nas ogromnie interesujące filmy z Ameryki Południowej. Twórcy z tego kontynentu – Alejandro Gonzalez Inarritu czy Guillermo del Toro – dawno zadomowili się w Hollywood. Ale czasem znacznie ciekawsze obrazy tworzą ci, którzy pozostają wierni własnej kulturze.

Stałymi bywalcami festiwali są Brazylijczycy Walter Sales, Fernando Meirelles czy Fernando Eimbcke, Peruwianka Claudia Llosa, Chilijczycy Pablo Larrain, Sebastian Campos czy Sebastian Lelio, Argentyńczycy Rodrigo Moreno, Lucrecia Martel czy Daniel Burman, Meksykanie z Carlosem Reygadasem na czele.

Reklama
Film
Marcin Dorociński, przeboje z Cannes i nie tylko
Film
Stare kino jest jak dobre wino i coraz popularniejsze
Film
Gdynia 2025: Holland, Machulski, Pasikowski i Smarzowski powalczą o Złote Lwy
Film
„Follemente. W tym szaleństwie jest metoda”, czyli randka w ciemno
Materiał Promocyjny
Sprzedaż motocykli mocno się rozpędza
Film
Trudne wyzwania imigranckich dzieci z wiedeńskiej podstawówki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama