Dla mężczyzny 2,5 godziny spędzone przed lustrem to wystarczająco upiorna rzecz. Resztę da się przetrwać. Szczególnie, że na planie „Kołysanki” pracowałem z mistrzami. Kierowcą tego autobusu był Julek Machulski – mistrz gatunku komediowego, operatorem – Arek Tomiak, mistrz obrazu, a za moją charakteryzację odpowiadał wspomniany już Tomek Matraszek. Zmianę wizerunku zaczynaliśmy, kiedy moi koledzy jeszcze smacznie spali. Tomek krok po kroku dolepiał mi te 35 lat.
[b]Czyli?[/b]
Zaczynał od zmiany struktury skóry, potem była rekonstrukcja oka. Jest w filmie scena, kiedy na pytanie dziennikarza, jak stracił oko, dziadek Makarewicz odpowiada: „Nie straciłem, ono tam jest, tylko w środku”. Trzeba więc było zrobić sztuczną powiekę i brew. A ortodonta przygotował mi piękną protezę z parą samotnych kłów, które ostały się mojemu bohaterowi.
[b]Zęby dziadka Makarewicza odegrały znaczącą rolę w rozwoju filmowej akcji…[/b]
Miałem też z nimi przejścia na planie. Proteza nie jest zbyt wygodną rzeczą, więc w dłuższych przerwach między ujęciami wyjmowałem ją i chowałem do chusteczki. Ale mój strój nie miał kieszeni, więc zdarzały się nerwowe poszukiwania uzębienia tuż przed wejściem na plan. Jak widać jednak na ekranie, z dobrym skutkiem.
[b]Robert Więckiewicz, grający pana filmowego syna, mówi „Dla Machulskiego wszystko”. To reżyser, który ma dobrą rękę do aktorów. Wypromuje i pana?[/b]