Od początku wiedziałam, że siłą "Hurt Lockera" musi być realizm. Miałam znakomity, tchnący prawdą scenariusz i pilnowałam, by równie prawdziwe były wszystkie detale. Kręciliśmy na Bliskim Wschodzie, w Jordanii. Podczas zdjęć panował nieludzki upał, prawie 50 stopni, a aktorzy chodzili w kombinezonach ważących po 40 kilogramów. Wszyscy Irakijczycy, którzy wystąpili w "Hurt Lockerze", byli autentycznymi uchodźcami z tego kraju. Miałam szczęście, bo znaleźli się wśród nich nawet zawodowi aktorzy.
[b]Ale niektórzy krytycy zarzucają pani, że "Hurt Locker. W pułapce wojny" jest proamerykański i nie pokazuje mieszkańców Iraku. [/b]
Nie mogło być inaczej. Ten film jest opowiadany z punktu widzenia amerykańskich saperów, chciałam, żeby widz popatrzył na wojnę ich oczami. Znalazł się w samym środku tamtego świata i szedł ulicą w saperskim kombinezonie. Poznał smak strachu i śmierci. Bo my tak naprawdę nie wiemy, jak wygląda amerykańska interwencja w Iraku.
[b]Telewizja CNN nie przestaje nadawać materiałów stamtąd. [/b]
To są materiały propagandowe. Jakiś czas temu prze-czytałam ogromnie interesujący artykuł w "New York Timesie". Dziennikarz napisał, że od początku wojny w Iraku straciło życie ponad 4 tysiące amerykańskich żołnierzy, a w mediach ukazało się sześć fotografii, na których pokazano trumny wracające do kraju. To jest cenzura. Dziennikarze nie opuszczają pokoi w bagdadzkich hotelach, a fotografów nie dopuszcza się do miejsc, gdzie dochodzi do największych tragedii. Dlatego też zrobiliśmy "Hurt Lockera". Amerykanie muszą zrozumieć, jaka jest cena tej wojny. Bo inaczej nigdy nie będą dążyć do jej zakończenia.
[i]rozmawiałaBarbara Hollender[/i]