"0_1_0" to krzyk. Krzyk ludzi obolałych, którzy nie dają sobie rady z życiem. Gdy obejrzałam film po raz pierwszy, odepchnął mnie. Chory, psychopatyczny. Za drugim razem – zachwycił, wciągnął w swoją precyzyjną narrację. Ten film prowokuje, niepokoi. To ewenement na tle polskiego kina, coraz bardziej przypominającego telenowele.
Motocyklista. Obok samochód. Na liczniku obłędna prędkość. Potem już tylko szczęk rozbijanej blachy.
I dużo później budzący się dzień. Kojący głos: "Witam was serdecznie. Jak się czujecie tego pięknego dnia? Nie jest piękny? O, nie. Każdy dzień jest piękny. Mówią, co prawda, że nadciąga huragan i zmiecie nas z powierzchni ziemi, ale ja w to nie wierzę. Wyjrzyjcie przez okno, to poczujecie, że nic nie może się stać".
Budzące się nadmorskie miasto. Ludzie mijający się na ulicy. Fale delikatnie rozbijające się o piasek. Ale w tym spokojnym krajobrazie kłębią się potworne ludzkie dramaty. "0_1_0" składa się z epizodów. Ich bohaterowie nie znają się nawzajem. Widz jednak wie, że wszyscy byli uczestnikami bądź świadkami tamtego tragicznego wypadku.
Łazarkiewicz portretuje pokolenie ludzi wypalonych. Bohaterowie filmu nie mają imion. Do widza dochodzą tylko strzępy informacji, kim są, co robią. Za to widzimy całe ich psychiczne poskręcanie.