[b]RZ Od tygodnia telewidzowie oglądają „Ojca Mateusza”. Jak przenosi się włoski format o działalności mafii w realia polskiej, spokojnej prowincji?[/b]
W oryginale miejscowy ksiądz pomaga w wykrywaniu sprawców morderstw, napadów i innych poważnych przestępstw. U nas wprawdzie kamorry nie ma, ale polska rzeczywistość również dostarcza tematów do serialu kryminalnego. Zresztą przypadki, które znalazły się w formacie włoskim, nie dotyczą wyłącznie spraw gangstersko-mafijnych, ale również zwyczajnych ludzkich słabości – nałogów, chciwości, zemsty, namiętności. I tak będzie też w polskiej wersji.
[b]Włosi szczycili się wyszukaną formą estetyczną „Dona Matteo” i pięknymi plenerami.[/b]
Urok Sandomierza w niczym nie ustępuje miasteczku Gubbio. Włosi oglądają dziś nasze materiały z zachwytem. Mam wrażenie, że my podeszliśmy do tematu bardziej filmowo: częściej wychodzimy w plener i wykorzystujemy wnętrza naturalne. Sandomierz przyjął nas zresztą bardzo gościnnie, mieliśmy tam wszelkie ułatwienia, mogliśmy bez ograniczeń kręcić w każdym miejscu miasta – w katedrze, na rynku. Ludzie przyzwyczaili się do ekipy i chyba nas polubili. Nie zapomnę pewnego starszego pana, który – gdy pracowaliśmy na jego ulicy – wyszedł do nas i poczęstował domowym winem.
[b]Co sprawiło panu największą trudność?[/b]