Masakra plastikowych komandosów

W czasach kryzysu Hollywood odkryło żyłę złota – filmy inspirowane popularnymi seriami zabawek

Aktualizacja: 07.08.2009 01:30 Publikacja: 07.08.2009 01:19

„G.I. JOE: Czas Kobry” będzie kinem akcji dla nastolatków

„G.I. JOE: Czas Kobry” będzie kinem akcji dla nastolatków

Foto: kino świat

Są elitą elit. Amerykański rząd wysyła ich na najtrudniejsze misje, a wyszkolenia i sprzętu mogą im pozazdrościć służby specjalne z całego świata – od brytyjskiego SAS po polski GROM. Nikt nie przeszedł tak piekielnego treningu. Z pewnością również nikt poza nimi nie ma odpornych na ciosy płynnych zbroi, skafandrów przyspieszających Delta-6, które są w stanie dogonić każdy pojazd mechaniczny, ani kombinezonów kamuflujących. Nikt, tylko G.I. JOE. To skrót od Global Integrated Joint Operating Entity, co można przetłumaczyć: Globalnie Zintegrowana Jednostka Operacyjna.

Do kin wchodzi właśnie hollywoodzka superprodukcja o należących do niej komandosach. W „G.I. JOE: Czas Kobry” Stephena Sommersa można poznać historię oddziału i prześledzić jego walkę z organizacją terrorystyczną Kobra wykorzystującą nanotechnologię do produkcji głowic bojowych. Fabuła nie będzie jednak paradokumentalną relacją z działań tajnych służb USA, ale widowiskiem dla nastolatków spragnionych kina akcji. Jego realizację zainspirowała seria zabawek, a nie fakty.

[srodtytul]Wojna na dywanie[/srodtytul]

W rzeczywistości G.I. JOE nie są żołnierzami z krwi i kości – choć na ekranie zagrają ich aktorzy. To plastikowe figurki militarne, które w połowie lat 60. wyprodukowała firma Hasbro. Od tego czasu bawią się nimi miliony dzieci. Fanem G.I. JOE był m.in. mały Quentin Tarantino. Każdy obejrzany w kinie film odgrywał później w swoim pokoju, rozdzielając role między członków oddziału, mi.in. Ripcorda, Snake Eyes, Duke’a i generała Hawka. „Byłem draniem – wspominał reżyser w jednym z wywiadów. – Jeśli któryś z nich stracił rękę, głowę lub nogę, nic to dla mnie nie znaczyło. Kalecy walczyli dalej, tak jak wszyscy inni. No, chyba że pękła linka łącząca w środku wszystkie kończyny. Wtedy żołnierz mógł się udać na zasłużoną emeryturę”.

Do Polski zabawki firmy Hasbro trafiły na początku lat 90. Pamiętam urodziny kolegi, z okazji których każdy postanowił kupić jubilatowi coś oryginalnego i na topie. Wszyscy przynieśli... figurki G.I. JOE. Na szczęście każdy inną. Było jak w pokoju Tarantina. Zabawa trwała do upadłego – komandosi zostali zniesieni z pola walki dopiero gdy potracili broń i zostali pokawałkowani.

Hollywoodzkie studio Paramount, które podpisało umowę licencyjną z Hasbro, by wyprodukować „G.I. JOE: Czas Kobry”, liczy, że na początku nowego wieku uda się nie tylko zdobyć nowe pokolenie fanów, ale także przyciągnąć do kin dużych chłopców z nostalgią wspominających czasy zabawy w wojnę na dywanie.

Już raz ta kalkulacja świetnie się sprawdziła. W 2007 roku Paramount zawarł podobny kontrakt z tym samym koncernem. Chodziło o transformery, roboty składające się w dowolny pojazd mechaniczny – od wystrzałowego chevroleta camaro poczynając, na potężnych wozach bojowych kończąc. Pierwszy film na podstawie tej serii zarobił na świecie 708 milionów dolarów. Sequel – 785. Teraz ma powstać część trzecia. Jeśli jej wynik kasowy dorówna poprzednim, studio zarobi – tylko z wpływów za bilety – ponad 2 miliardy dolarów.

[srodtytul]Dodatek do gadżetów[/srodtytul]

To właśnie dzięki sukcesowi „Transformerów” Hollywood zrozumiało,

że opowieści inspirowane popularnymi zabawkami to złoty interes. Świetnie bowiem nadają się na superprodukcje, które latem przyciągają widzów do kin. Filmów nie trzeba promować w skomplikowany sposób. Wystarczy, że Hasbro lub inny potentat na zabawkarskim rynku, np. Mattel, wypuści nową serię gadżetów, a wizerunki komandosów lub robotów pojawią się na opakowaniach płatków śniadaniowych, plecakach, zeszytach, torbach, w telewizyjnych reklamach i Internecie. Ze zmasowanym atakiem reklamy nie wygra żaden rodzic. Będzie musiał zabrać podekscytowane dziecko do kina, a później wybrać się do sklepu po G.I. JOE lub transformera. Z takiego łańcuszka zdarzeń zadowolone są hollywoodzkie studia i koncerny zabawkarskie, których wpływy ze sprzedaży zwykle rosną latem o 50 procent.

To właśnie m.in. Hasbro i Mattel rozkręciły koniunkturę na filmy z zabawkami w rolach głównych. W połowie lat 80. ubiegłego stulecia firmy zorientowały się, że nie wystarczy wyprodukować towar i postawić go na sklepowej półce. Na wyobraźnię dzieci można działać poprzez fabularne opowieści. Tak zaczęły powstawać animowane filmy i komiksy, m.in. o lalce Barbie, transformerach, oddziale G.I. JOE. Dzięki temu małoletni klienci, dostając zabawkę do ręki, wchodzili jednocześnie w wykreowany wokół niej świat. Z fikcyjnej rzeczywistości wolniej się wyrasta, bo ulubieni bohaterowie żyją własnym życiem. Nie tak łatwo ich porzucić, skoro walczą na śmierć i życie z wrogami lub zakładają rockowy zespół, jak lalka Barbie.

Dotychczas tego typu fabuły trafiały do telewizji lub na DVD. Przemysł filmowy nie zwracał uwagi na zabawkarski rynek, traktując go jako dostarczyciela gadżetów, które wspomagają kinową promocję. Jednak sytuacja ulega zmianie. To filmy zaczynają być dodatkami do rozpowszechniania zabawek.

W 1999 roku Mattel stworzył figurkę Maksa Steela, 19-latka uprawiającego sporty ekstremalne, który uległ poważnemu wypadkowi. Tajna agencja zoperowała chłopca, wszczepiając w jego ciało mikroskopijne nanomaszyny. Dzięki temu Max zyskał nadprzyrodzoną moc. Pojawieniu się nowego gadżetu towarzyszyła telewizyjna emisja animowanego serialu. Pomysł chwycił, zwłaszcza w Ameryce Łacińskiej, gdzie Max stał się szybko zabawką numer jeden. Mattel poszedł za ciosem i wypuścił na tamtym rynku zestaw animacji na DVD.

[srodtytul]Przygody lornetki[/srodtytul]

Teraz z Maksem Steelem firma chce podbić świat. Pomoże jej w tym Paramount, produkując pełnometrażowy aktorski film. Chętnych do współpracy z koncernami zabawkarskimi jest jednak więcej. Warner przymierza się do adaptacji przygód He-Mana, wojownika z serii Władcy Wszechświata, którego arcywrogiem jest zły Szkieletor. Co prawda w połowie lat 80. powstała produkcja z Dolphem Lundgrenem jako He-Manem i Frankiem Langellą grającym Szkieletora, ale okazała się klapą. Nowa fabuła najprawdopodobniej trafi do kin w 2011 roku.

Studio Universal chce powołać do życia na dużym ekranie astronautę majora Matta Mansona, który mieszka w stacji kosmicznej, a pracuje na Księżycu. Zabawka powstała w 1966 roku, w czasie zaawansowanych prac NASA nad programem Apollo. Jej popularność zwiększyła udana misja Neila Armstronga i Buzza Aldrina w 1969 roku. Ale w latach 70. Matt Manson został wycofany z rynku. Teraz zapewne wróci, zwłaszcza że w pracę nad ekranizacją jego perypetii zaangażował się Tom Hanks. Gwiazdor zamierza wyprodukować film i zagrać w nim główną rolę.

Wytwórnia ma również w planach opowieść o Armstrongu, blondwłosym mięśniaku stworzonym przez koncern Hasbro, który jest rozciągliwy jak guma. Jednak najbardziej osobliwie zapowiada się realizacja obrazu w technologii 3D na podstawie... urządzenia View Master należącego do Fisher Price. Przypomina ono lornetkę, do której trzeba włożyć kartonowy dysk, by oglądać trójwymiarowe slajdy. Podczas II wojny światowej amerykańska Marynarka Wojenna używała go podczas treningu rozpoznawania wrogich okrętów. Później View Mastera pokochały dzieci. Mogły dzięki niemu oglądać bajki 3D na długo przed sukcesem „Toy Story” i „Shreka’. Nic dziwnego, że View Master zasłużył sobie na miejsce w Amerykańskiej Narodowej Hali Sławnych Zabawek. Jest tylko jedno „ale”... Jak szefowie Universalu wyobrażają sobie fabułę o przygodach lornetki?

Wygląda jednak na to, że Hollywood nie przejmuje się takimi niuansami jak dopracowana i logiczna fabuła. Coraz częściej chodzi jedynie o znalezienie pretekstu do wymyślenia efektownego widowiska, w którym obraz wypiera treść. Fabryka snów pracuje pełną parą, by nie rozminąć się z wrażliwością pokolenia wychowanego w kulturze obrazkowej.

Dlatego amerykańskie kino popularne oprócz romansu z literaturą wdało się we flirt z komiksem. Niemniej liczba superbohaterów, których można pokazać, jest ograniczona. Superman, Spiderman, Batman, Hulk, Daredevil, Elektra – wszyscy doczekali się filmowego debiutu lub kasowych cykli na swój temat. Herosi zostali wyeksploatowani.

Teraz przyszedł czas na gry komputerowe. Tyle że ich fani to bardzo wybredna publiczność. Mają konkretne wyobrażenia o tym, jak ukochany tytuł powinien się prezentować na dużym ekranie. Jeśli film odbiega od ideału, jest skazany na klęskę. W ostatnich latach taki los spotkał „Hitmana” i „Maksa Payne’a”.

Co innego popularne zabawki. Prócz łatwej promocji budzą zachwyt dzieci i zwykle pozytywne skojarzenia ich rodziców. Na tym biznesie Hollywood nie może stracić. Pozostaje tylko pytanie: co dalej?

Odpowiedzią może być projekt, nad którym zastanawia się Ridley Scott. Gdy tylko brytyjski reżyser zakończy pracę na planie nowego „Robin Hooda”, weźmie się do nakręcenia filmu na podstawie... „Monopolu”, najpopularniejszej gry planszowej na świecie. Jeśli ekranizacja odniesie sukces, firma Hasbro zapewne doprowadzi do powstania fabuł o innych planszówkach, które ma w kolekcji, takich jak m.in. „Statki” i „Ouija Board”. Dalej jest już tylko ściana.

Są elitą elit. Amerykański rząd wysyła ich na najtrudniejsze misje, a wyszkolenia i sprzętu mogą im pozazdrościć służby specjalne z całego świata – od brytyjskiego SAS po polski GROM. Nikt nie przeszedł tak piekielnego treningu. Z pewnością również nikt poza nimi nie ma odpornych na ciosy płynnych zbroi, skafandrów przyspieszających Delta-6, które są w stanie dogonić każdy pojazd mechaniczny, ani kombinezonów kamuflujących. Nikt, tylko G.I. JOE. To skrót od Global Integrated Joint Operating Entity, co można przetłumaczyć: Globalnie Zintegrowana Jednostka Operacyjna.

Pozostało 93% artykułu
Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu