Hollywood od lat obłaskawia śmierć w komediowej lub melodramatycznej formie. W tego typu filmach ból i cierpienie znikają. Ludzie umierają pogodzeni z losem, nażywszy się przedtem do syta.
Niedawno w "Choć goni nas czas" Jack Nicholson i Morgan Freeman dokazywali jako duet żwawych staruszków, by na końcu spokojnie odejść z tego świata. W "Miłości w Nowym Jorku" zakochany Richard Gere czule żegnał chorą na serce Winonę Ryder, a przed niemal 40 laty śmierć rozdzieliła Ryana O'Neala i Ali MacGraw w "Love story". Ekranizacja "Bez mojej zgody", bestsellerowej powieści Jodi Picoult, mogła przełamać ten schemat.
[srodtytul]Szatański pomysł [/srodtytul]
Temat jest mocny. Szesnastoletnia Kate Fitzgerald (Sofia Vassillieva) niemal od urodzenia zmaga się z agresywną białaczką. Choroba daje o sobie znać co jakiś czas. A każdy nawrót jest ostrzejszy od poprzedniego. Wówczas Kate potrzebuje komórek macierzystych, białych krwinek lub szpiku kostnego. Ale rodzice (Cameron Diaz, Jason Patrick) i starszy brat Jesse (Evan Ellington) nie mogą być dawcami. Jak zatem znaleźć idealnego dostarczyciela organów? Trzeba go stworzyć – taki szatański pomysł podsuwa Fitz-geraldom ich lekarz rodzinny. I tak na świat przychodzi Anna (Abigail Breslin), poczęta metodą in vitro i zmodyfikowana genetycznie, by stanowić "magazyn części zamiennych" dla Kate. Przez 11 lat dziewczynka pokornie wypełnia swoją rolę. Ale gdy w końcu musi oddać nerkę, mówi dość. Znajduje prawnika i składa pozew przeciwko rodzicom o usamodzielnienie się w kwestiach medycznych. Walczy o prawo do samostanowienia ze świadomością, że bez jej organów Kate szybko umrze...
W powieści Picoult decyzja Anny jest początkiem wojny między córką a rodzicami. Każda ze stron musi się zmierzyć z pytaniem, co chce tak naprawdę osiągnąć. Czy rodzice mogą okaleczać jedno dziecko dla ratowania drugiego? Czy Anna może skazać siostrę na śmierć, walcząc o własną godność? Picoult nie rozstrzyga egzystencjalnych dylematów. Dodaje do nich refleksję o życiu rodziny w cieniu śmierci, stanowieniu prawa i moralności, która nie nadąża za rozwojem współczesnej medycyny. Słowem – tworzy dramaturgiczny węzeł, ściskający czytelnika za gardło.