Z „Powiększenia” Antonioniego Wenders zaczerpnął postać fotografa, którego życie jest płytkie, a wykonywane przez niego zdjęcia nie są odbiciem rzeczywistości.
Sesje fotograficzne Finna (drętwy Campino, lider grupy Die Toten Hosen) wypadają niezwykle efektownie, bo poddaje zdjęcia cyfrowej obróbce, poprawiając sylwetki modelek (Jovovich) lub wzbogacając tło. Mimo zawodowych sukcesów Finn jest coraz bardziej rozczarowany sobą. Czuje, że styl pracy oddala go od prawdziwego życia, nie pozwala uchwycić jego istoty.
Aby nabrać wiary w siebie, wyjeżdża z zimnego Düsseldorfu do rozsłonecznionego Palermo. Tam spotyka urokliwą konserwatorkę zabytków (Mezzogiorno) i wydaje się odzyskiwać wewnętrzny spokój. Dopóki nie odkrywa, że tropi go zakapturzony mężczyzna (Hopper), którego wcześniej widział w snach...
Nie zdradzę wielkiej tajemnicy, ujawniając, że postać śledząca Finna to Śmierć we własnej osobie – co stanowi nawiązanie do „Siódmej pieczęci” Bergmana. Zanim bohater wda się z nią w napuszoną dyskusję o sensie istnienia i... szkodliwości nowoczesnych technologii, będzie musiał umykać przed kostuchą. Ta bowiem – nie wiadomo dlaczego – postanowiła się zabawić w Robin Hooda i strzela do biednego fotografa z łuku.
Wenders próbował połączyć komiksową zabawę formą z refleksją o kondycji współczesnej kultury. Wyszedł z tego niezamierzenie śmieszny miszmasz.