W XIX wieku dwaj bracia zakopują w lesie pewną skrzynkę. Sto lat później odkrywa ją Allan Parrish, syn właściciela fabryki obuwniczej. Zabiera znalezisko do domu, gdzie odkrywa, że skrzynka skrywa grę planszową zatytułowaną „Jumanji”. Allan namawia do wspólnej zabawy swoją koleżankę Sarę, ale już pierwszy rzut kostką kończy się dla chłopca fatalnie. Zostaje wchłonięty przez Jumanji, a Sara ucieka zaatakowana przez stado nietoperzy.

Mija 26 lat. Do dawnego domu Parrishów wprowadzają się Judy i Peter wraz z opiekującą się nimi ciotką Norą. Rodzeństwo odnajduje Jumanji na strychu i również zasiada do gry. Wkrótce w domu pojawiają się gigantyczne moskity i lew, a kuchnię demolują małpy. Co prawda Judy i Peterowi udaje się uwolnić dorosłego już Allana Parrisha (świetny Robin Williams), ale Jumanji powoduje coraz większe zniszczenia. Dzieciom i Allanowi nie uda się zakończyć rozgrywki, jeśli nie dołączy do niej Sara...

Dziś przenikanie się szarej codzienności i fantazyjnych światów spowszedniało na ekranie. Jednak kilkanaście lat temu, gdy „Jumanji” Joe Johnstona wchodziło do kin, taka mieszanka magii i realizmu była czymś wyjątkowym. Film powstał na kanwie ilustrowanej książki dla dzieci autorstwa Chrisa Van Allsburga (1981). Przez lata pisarz nie zgadzał się na adaptację kinową, obawiając się, że filmowcom nie starczy wyobraźni, a przede wszystkim technologicznych możliwości, by odtworzyć świat „Jumanji”. Prawa do ekranizacji sprzedał dopiero w połowie lat 90., gdy w Hollywood furorę robiły komputerowe efekty specjalne. Olśnił go „Jurassic Park” Stevena Spielberga.