[b][link=http://www.rp.pl/artykul/312087,373890_Recenzja__Dystrykt_9.html]Zobacz na tv.rp.pl[/link][/b]
Niemal 30 lat temu nad Johannesburgiem pojawił się gigantyczny statek z setkami wygłodzonych i chorych obcych. Zaskoczone władze nie bardzo wiedziały, co zrobić z niespodziewanymi gośćmi, więc zamknęły ich w specjalnie wydzielonej dzielnicy na obrzeżach miasta. To właśnie jest tytułowy dystrykt 9, który do złudzenia przypomina etniczne getto.
Kontrolę nad kosmitami sprawuje specjalnie powołana w tym celu agencja MNU. Militarno-medyczne konsorcjum ma zapewniać obcym godziwe warunki życia i dbać o integrację ze społeczeństwem. Tyle że nie bardzo da się ufoludki polubić. Wyglądają jak wielkie ubłocone krewetki. Żerują na śmietnikach. Mnożą się na potęgę. A na dodatek handlują z nigeryjskim gangiem stworzoną przez siebie bronią w zamian za ich ulubiony przysmak... kocią karmę.
Po latach MNU postanawia rozwiązać problem przybyszów i przesiedlić ich do nowego obozu. Akcją zarządza jeden z urzędników MNU Vikus van der Merwe (Copley). W jej trakcie przez przypadek zostaje ochlapany dziwną cieczą skonfiskowaną obcym...
Reżyser, urodzony w RPA Neill Blomkamp, brawurowo stylizuje swój film na reportaż telewizyjny, w którym wypowiadają się naukowcy, dziennikarze i świadkowie zdarzeń. Dzięki temu „Dystrykt 9“ przypomina gorącą relację z jednego z miejsc konfliktów na tle rasowym, które codziennie można śledzić w mediach. A opowieść o konfrontacji kosmitów i ludzi staje się metaforą stosunków panujących w wieloetnicznych społeczeństwach na całym świecie.