Wydaje się, że pogodna historia z optymistycznym przesłaniem o międzyludzkim porozumieniu powinna budzić sympatię. Ale stworzenie takiego filmu w Indiach wiąże się z poważnym ryzykiem.
Po premierze w USA amerykańska i brytyjska prasa przyjęły film ciepło, chwaliły pacyfistyczne treści. W najbardziej przychylnych komentarzach pojawiały się nawet porównania do „Slumdoga. Milionera z ulicy” Danny’ego Boyle’a, który triumfował na ubiegłorocznym rozdaniu Oscarów. Jednak nad Gangesem jeszcze przed pierwszymi pokazami obraz wywołał oburzenie hinduskich radykałów i nacjonalistów. Kontrowersje budziła nie tyle filmowa historia
– znana wówczas wyłącznie twórcom – ale sam tytuł. Radykalni hinduiści uznali zdanie „Nazywam się Khan” za agresywną manifestację tożsamości muzułmańskiej. Stosunki między wyznawcami islamu i hinduizmu w Indiach to krucha i złożona materia. Wystarczy pretekst, by wybuchły zamieszki. Przywódcy ugrupowań politycznych i religijnych prowokują konflikty, a dzięki radykalizacji nastrojów społecznych umacniają swój autorytet. Ofiarą takich działań padł właśnie film Karana Johara i jego główna gwiazda – Shah Rukh Khan.
Odtwórca tytułowej roli i jego bohater noszą nazwisko Khan – najpopularniejsze wśród indyjskich muzułmanów. Choć wyznawcy islamu są najliczniejszą mniejszością etniczną w Indiach (jest ich ponad 160 milionów, stanowią ponad 13 procent społeczeństwa), ich udział w życiu publicznym nie jest proporcjonalny. Zajmują niewiele stanowisk państwowych, w armii czy policji tylko mały odsetek muzułmanów ma szansę zrobić karierę.
W Bollywood sytuacja jest bardziej złożona. W przemyśle filmowym sukces odniosło wielu muzułmanów. Aktualnie w aktorskiej czołówce są poza Shah Rukh Khanem także: Aamir Khan, Saif Ali Khan i Salman Khan. Cieszą się uwielbieniem mas, ale na ekranie zwykle grają Hindusów. Muzułmanie rzadko pojawiają się w filmach jako protagoniści, a ich religia i związane z nią ceremonie nie są ukazywane tak efektownie jak hinduskie tradycje i rytuały. Indyjskie kino rozrywkowe boi się kontrowersji, na co dzień stroni od tematyki społeczno-politycznej, by nie drażnić fanatyków, nie zrażać potencjalnych widzów i łatwo uzyskać wymaganą do dystrybucji zgodę Centralnej Rady Certyfikacji Filmów.