Dzięki aktorom – zwłaszcza grającemu główną rolę Wally’ego Jasonowi Batemanowi – wierzymy w to, że bohater zdołał w stanie całkowitej poalkoholowej niepoczytalności zamienić w łazience podczas imprezy u koleżanki zawartość pojemnika ze spermą dawcy – dla najlepszej przyjaciółki Kassie (Aniston) – na swoją, i całkowicie o tym zapomnieć na sześć lat. W tym czasie ciężarna kobieta wychowuje ich wspólnego syna – z ojcostwa Wally’ego nie zdając sobie sprawy – w Minnesocie.
Nie mamy obiekcji, by wątpić w to, że stara miłość nie rdzewieje i że po owych sześciu latach rozłąki mężczyzna wciąż czuje miętę do Kassie (która lata wstecz przesunęła go z pozycji ewentualnego chłopaka do strefy przyjaźni). Przyjmujemy za dobrą monetę także to, że mały Sebastian – ich syn – jest wierną kopią Wally’ego i że obaj niemal z miejsca przypadają sobie do gustu.
Na tym właśnie polega magia kina. Znakomicie pomyślane postaci, dopracowane w najmniejszych detalach osobistych narowów i przeszłości, która ich ukształtowała pozwalają nam naprawdę przejąć się ich losami, współczuć kłopotom i śmiać z zabawnych incydentów.
A te wiążą się najczęściej z neurotyczną osobowością Wally’ego, analityka finansowego, pesymisty i hipochondryka, zwłaszcza gdy spostrzegamy jego przywary w Sebastianie. Ten nad wiek rezolutny chłopiec przypomina tatę nawet jękami nieświadomie wydawanymi podczas jedzenia.
W swojej komedii romantycznej Josh Gordon i Will Speck („Ostrza chwały”) dobrze zrównoważyli żarty i wzruszenia. Czas, jaki Wally i Sebastian dostali od twórców na to, by na ekranie zbudować wiarygodną więź, okazał się wystarczający. Między Aniston a Batemanem iskrzy też w sam raz, by widzom dobrze się oglądało ich relacje.