Wygrany Wiesława Saniewskiego

Od piątku na ekranach współczesny dramat Wiesława Saniewskiego "Wygrany" ze świetną kreacją Janusza Gajosa – pisze Barbara Hollender

Publikacja: 16.03.2011 18:46

Janusz Gajos jako profesor matematyki zakochany w wyścigach konnych; fot. Piotr Fiuk/Forum Film

Janusz Gajos jako profesor matematyki zakochany w wyścigach konnych; fot. Piotr Fiuk/Forum Film

Foto: Forum Film

Młody amerykański pianista polskiego pochodzenia ma przed sobą wielkie światowe tournée. Ale wyścig do sławy i gigantycznych kontraktów zaczyna go nużyć. Oliver zdaje sobie sprawę, że po drodze zatraca siebie, zostaje uprzedmiotowiony, pozbawiony własnej woli przez rodzinę, menedżerów, agentów. Czarę przeważa odejście żony.

Oglądaj kadry z filmu

W czasie pierwszego koncertu, który odbywa się w Polsce, nie jest w stanie grać. Schodzi ze sceny. I w jednej chwili jest życiowym bankrutem. Przegranym facetem, któremu posypały się sprawy prywatne i zawodowe. Na dodatek musi zapłacić ogromną karę za odwołane tournée. W hotelu spotyka starego profesora matematyki, który kocha konie. Razem chcą się odkuć na wyścigach. Ale też odnaleźć przyjaźń, wolność i siłę do dalszego życia.

Do nakręcenia "Wygranego" Wiesław Saniewski przymierzał się już w 1991 roku, jednak wówczas nie znalazł koproducentów. Dziś, gdy sztuka stała się dziedziną skomercjalizowaną i poddaną prawom rynku, film jest nawet bardziej aktualny.

– Główni bohaterowie się nie zmienili – mówi "Rz" twórca "Nadzoru" i "Bezmiaru sprawiedliwości". – Ale w nowej wersji scenariusza doszła np. postać bogatego Francuza, który wykorzystuje pieniądze i wpływy do opanowania rynku muzycznego. Ważną osobą stała się matka, zmieniła się rola żony.

Młody pianista nie chce poddać się systemowi, który go uzależnia. Ale obok tego głównego wątku w "Wygranym" pojawiają się też inne. Jednym z nich jest problem oceny sztuki.

– Osądzanie w sztuce nie jest proste – mówi reżyser. – Zawsze mnie ono intrygowało i bolało. Konkursy i nagrody służą promocji, jednak werdykty jurorów często więcej mówią o oceniających niż o ocenianych.

W filmie znany krytyk i wirtuoz przyznaje, że kiedyś niesłusznie pozbawił Olivera zwycięstwa w Konkursie Chopinowskim. Jest cynicznym manipulatorem, napawającym się poczuciem własnej siły. I nie ma tu fałszu. Trudno zapomnieć dziwne werdykty, gdy w Warszawie w roku 1980 przegrał Ivo Pogorelić czy – jak ostatnio – z lepszymi pianistami wygrała poprawna, ale mało interesująca Rosjanka Julianna Awdiejewa.

Dotyka też Wiesław Saniewski, podobnie jak w "Wolnym strzelcu" czy "Obcy musi fruwać", problemu emigracji.

– W naszej historii nieraz się zdarzało, że Polacy musieli wyjeżdżać z własnego kraju – mówi.

– Znam to uczucie z autopsji. W stanie wojennym zostałem usunięty z redakcji "Odry" za niepoddanie się weryfikacji. Dowiedziałem się, że jestem na liście osób mających opuścić Polskę. Przeżyłem trudne chwile. To we mnie zostało.

W "Wygranym" Saniewski opowiada o emigracji przewrotnie. Stary profesor jest Polakiem z Ameryki, który znalazł się nad Wisłą po II wojnie światowej. Przeżył w PRL niejeden wstrząs dziejowy, kilka razy trafiał do więzienia. Nie dlatego, że był dysydentem. Po prostu chciał czuć się wolny. Bo "Wygrany" jest też filmem o potrzebie wolności.

Tę wielowarstwową historię reżyser opowiada konwencjonalnie, ale bardzo sprawnie. Zmienia kraje, zgrabnie wprowadza retrospekcje. Atutami "Wygranego" są spokojne, perfekcyjne zdjęcia Piotra Kukli i Piotra Sobocińskiego jr oraz muzyka – od Chopina przez Libedinsky'ego do Presleya. Znakomitą kreację tworzy Janusz Gajos jako profesor, wyrazisty jest Wojciech Pszoniak w roli krytyka, z pewnym trudem próbuje im dorównać grający Olivera Paweł Szajda.

Po wyjściu z kina, mimo realizmu tej opowieści miałam jednak poczucie, że obejrzałam bajkę. Zło jest tu oddzielone od dobra, główni bohaterowie, mimo perturbacji, szlachetni, matka zrozumie swoje błędy, zaniedbywany syn wybaczy ojcu, artysta dokona trudnych, ale pięknych wyborów. Wszystko zaś zmierza do happy endu, od którego współczesny świat skutecznie nas odzwyczaił.

– Może jest jeszcze za wcześnie, by opowiadać o osobach pięknych wewnętrznie – mówi mi Wiesław Saniewski. – Ale mam dość złych emocji, które wiszą dziś w przestrzeni publicznej. Dość brudu polityki, kłótni, cynizmu, grania na emocjach, żeby kogoś poniżyć. Robiąc film, czuję się zobowiązany do pokazania innych wartości, takich choćby jak zapomniana solidarność czy bezinteresowność. Moi bohaterowie są połamani przez życie, ale nie chciałem już epatować polską mitologią przegrywania. Wolałem sportretować ludzi, którzy odnoszą zwycięstwo. Więc ta – jak to pani nazywa – bajka, jest rodzajem sprzeciwu. Moją odpowiedzią na wszystko, co dzieje się wokół.

Młody amerykański pianista polskiego pochodzenia ma przed sobą wielkie światowe tournée. Ale wyścig do sławy i gigantycznych kontraktów zaczyna go nużyć. Oliver zdaje sobie sprawę, że po drodze zatraca siebie, zostaje uprzedmiotowiony, pozbawiony własnej woli przez rodzinę, menedżerów, agentów. Czarę przeważa odejście żony.

Oglądaj kadry z filmu

Pozostało 92% artykułu
Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu