Chłopcy bawią się lalkami

O fascynacji Brunonem Schulzem i miłości do rzeczy martwych opowiadają bracia Quay, twórcy legendarnych animacji

Publikacja: 17.06.2012 01:01

Bracia Quay. Fot. Indutiomarus

Bracia Quay. Fot. Indutiomarus

Foto: Domena publiczna

17 czerwca 2012 roku bracia bliźniacy Stephen i Timothy Quay kończą po 65 lat

Tekst z archiwum tygodnika "Przekrój"

Skąd wzięła się Wasza fascynacja lalkami?

Stephen:

Zawsze chcieliśmy robić filmy, a nie z aktorami. Kiedy mieszkaliśmy w Amsterdamie, zaczęliśmy jeździć do Belgii, gdzie spotkaliśmy się z teatrem marionetek. To był tajemniczy świat, w który chcieliśmy wejść.

Timothy:

Życie w marionetkę trzeba tchnąć. Chociaż lalki, które znajdujemy na pchlich targach, mają to życie w sobie ukryte. Czasem nawet mruczą do nas (śmiech). I wystarczy je na nowo rozbudzić. Inny powód zainteresowania lalkami jest bardziej prozaiczny. Na początku staraliśmy się rysować naszych bohaterów, ale dwuwymiarowość nas nie satysfakcjonowała. Lalki dają nam trzeci wymiar. Poza tym w animacji, jaką uprawiamy, marionetki doskonale współgrają ze światłem i muzyką.

Najpierw na wspomnianych pchlich targach znajdujecie swoich bohaterów, a potem wokół nich powstaje fabuła i scenografia?

Timothy:

To zależy. W „Ulicy krokodyli" (na podstawie prozy Bruno Schulza – przyp. red.) zaczęło się faktycznie od lalki, która poprowadziła kolejne elementy. Ale zwykle najpierw tworzymy dekoracje, klimat, a potem myślimy, co w tych dekoracjach może się wydarzyć.

Często w swoich filmach ożywiacie martwe, stare przedmioty. Czemu ma służyć ta antropomorfizacja?

Stephen:

Naszym celem jest wydobywanie takiego... metafizycznego DNA przedmiotów. Wydobywanie smaków, zapachów, formowanie ich. Odnajdywanie ukrytych szczegółów, rytmu i właściwości. Tego, co wyjątkowe.

Ale w świecie pełnym masowych produktów chyba coraz trudniej znaleźć przedmioty, z których można to DNA wydobyć?

Stephen:

To co najbardziej nas frustruje to wizyty w muzeum. Bo widząc wszystkie te wspaniałe, unikalne rzeczy, dobrze wiemy, że nigdy nie będziemy ich mieć. Więc musimy się zadowolić pchlimi targami.

Wszystkim fanom braci Quay znana jest Wasza fascynacja twórczością Brunona Schulza. Pamiętacie swoją pierwszą randkę z jego prozą?

Timothy:

Kiedy Andrzej Klimowski powiedział nam o Schulzu w latach 70., książki mistrza z Drohobycza dopiero tłumaczono na angielski. Język jego literatury był dla nas jak węgierski tokaj, który miał w sobie i jesień, i jakąś taką spaleniznę, a także bogaty bukiet zapachów. Stephen: Podobnie było z tym teatrzykiem marionetek w Belgii. Zbudowany został w taki sposób, że ze sceny przechodziło się do baru, te światy się przenikały. Było tam piwo czereśniowe i wtedy pomyśleliśmy sobie, że lalki powinny być wykonane właśnie z drzewa czereśniowego.

Wiem, że przygotowujecie adaptację „Sanatorium pod Klepsydrą". Jaki macie pomysł na tę książkę?

Timothy:

Z tego powodu, że znamy adaptację „Sanatorium..." Wojciecha Jerzego Hasa, planujemy podejść do tematu w zupełnie inny sposób. Chcemy, aby film opowiadał również o postaci samego Schulza. Mamy zamiar wykorzystać również jego rysunki i je ożywić. „Sanatorium..." będzie mieszanką filmu animowanego i filmu aktorskiego. Sądzimy, że to może wyjść całkiem nieźle.

Czy w próbach przedstawiania ulotności świata, czujecie z Schulzem pokrewieństwo?

Timothy:

Po raz pierwszy byliśmy w Drohobyczu ostatniej jesieni. I wtedy on się nam w końcu urealnił. Chociaż czasem lepiej mieć jakiś obraz w głowie, obraz mityczny i nie konfrontować go z rzeczywistością. My też pochodzimy z małego miasta, dlatego tak dobrze rozumiemy potrzebę nadawania innego wymiaru takim miejscom.

Czyli jednym słowem Bruno mógłby być trzecim bratem Quay?

Och, na pewno chcielibyśmy zostać jego przyrodnimi braćmi!

Bracia Quay są bliźniakami. Pochodzą ze Stanów, ale mieszkają i pracują w Londynie. Są twórcami filmów animowanych, reklam, scenografii, teledysków (m.in. dla Petera Gabriela, His Name is Alive, Michaela Penna). Ich najgłośniejsze filmy to „Instytut Benjamenta", „Stroiciel trzęsień ziemi", czy „Ulica Krokodyli", uznana przez Terry'ego Gilliama za jedną z dziesięciu najlepszych animacji wszech czasów. Zafascynowani są kulturą wschodniej i środkowej Europy, inspirują się twórczością Schulza, Kafki, Walsera, uwielbiają filmy Lenicy, Svankmajera, Borowczyka, Norszteina i fotografie Saudka. Ich autorstwa są animowane sekwencje wizji Fridy Kahlo w filmie „Frida" Julie Taymor.

17 czerwca 2012 roku bracia bliźniacy Stephen i Timothy Quay kończą po 65 lat

Tekst z archiwum tygodnika "Przekrój"

Pozostało 97% artykułu
Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu