* * * *
„Alpy",
reż. Giorgios Lanthimos,
Grecja , dystr. Against Gravity, premiera 24 sierpnia
Tytułowymi bohaterami filmu nie są wcale słynne góry, lecz członkowie pewnej specyfi cznej, czteroosobowej grupy. Nazwali się Alpami, bowiem „Alp nie można niczym zastąpić, za to nimi da się zastąpić inne szczyty". I także oni – pielęgniarka, sanitariusz, gimnastyczka i jej trener – zastępują tych, którzy odeszli. Umarli lub porzucili swoich bliskich. Nasi profesjonaliści odgrywają ich role w rodzinach, pomagając w ten sposób utrzymać iluzję, że nic się nie stało, nic się nie zmieniło, nikogo nie ubyło.
Lanthimos ponownie przypatruje się przez obiektyw kamery mechanizmom tworzącym kulturę. Jego laboratoryjne kino prowadzi do konkluzji, że gramy w życiu wciąż te same role, odtwarzamy narracje, które dobrze znamy, a które zostały nam narzucone przez silniejszych – a więc przeważnie przez mężczyzn. Nie cofną się oni przed użyciem „środków przymusu bezpośredniego", by zachować status quo. Przemoc stosował ojciec z „Kła", przemocą posługują się trener i sanitariusz wiodący prym w grupie. Pewnym novum jest natomiast to, że w „Alpach" konwencje kulturowe są nie tylko narzędziem opresji, ale także pozwalają – owszem, niekiedy w pokraczny, złudny sposób – oswoić się z tym, co nieuchronne. Ze śmiercią chociażby.
„Kieł" rozgrywał się w izolowanym, zamkniętym świecie rodzinnej posiadłości, podczas gdy w nowym fi lmie Lanthimos wchodzi ze swymi eksperymentami w zwyczajną rzeczywistość – ulic, knajp, domów, szpitala. Nie najlepiej znosi ona tego typu koncepty, toteż „Alpy" chwilami zdają się raczej wydumane niż przenikliwe. Ale też „efekt obcości", dystans, jaki fi lm narzuca, pozwala widzowi na zimno zastanowić się nad obserwacjami greckiego reżysera.