Jedni modlą się do Allaha, drudzy do Chrystusa. Brillante Mendoza nie dramatyzuje autentycznej historii porwania zakładników z 2001 roku. Tworzy coś w rodzaju dziennika. Pokazuje chaos. Rebelianci i ich ofiary są atakowani przez wojsko, część porwanych ginie, inni po wpłaceniu okupu przez rozmaite instytucje są wypuszczani.
Wreszcie w dżungli pozostaje sześć osób, m.in. starsze małżeństwo z Ameryki i pracownica francuskiej akcji humanitarnej, którą gra Isabelle Huppert. Porywacze i zakładnicy stoją po dwóch stronach barykady, ale są chwile, gdy zaczynają się wspierać. Razem próbują przetrwać w dżungli.
Filipińczyk portretuje też współczesny świat: obojętność rządów, władzę mediów. Do dżungli przyjeżdża dziennikarka telewizyjna, żeby nagrać wywiady z porwanymi. „Dzięki szumowi medialnemu łatwiej idą negocjacje w sprawie okupu" – mówią terroryści. Mendoza nie stosuje tanich chwytów, by wyciskać z widzów łzy czy budzić w nich odrazę, ale ten skromny, chropawy film robi wrażenie.
"Pozdrowienia z raju" - od piątku w kinach.