Ulrich Seidl. 60-latek o okrągłej twarzy, krótko obcięte, lekko kręcone włosy. Ciemna koszula, czarna marynarka. Nie wygląda na artystę, raczej na urzędnika. A jednak w kinie austriackim znaczy tyle, co Elfriede Jelinek w literaturze tego kraju. Jest bacznym obserwatorem i krytykiem zachodniego społeczeństwa, które chętnie ukryłoby swe najtrudniejsze problemy.
Społeczny pornograf
Tak właśnie go nazywano, oskarżano też o „voyeryzm". Pokazywał ludzi umierających na szpitalnych łóżkach i podstarzałą aktorkę, która – opuszczona i rozczarowana światem – jak kochanka traktuje własnego psa. Nawet gdy robił reklamówkę z okazji Roku Mozartowskiego, filmował dwóch golasów masturbujących się w ciemnym pokoju przy muzyce z opery „Zaide".
Po serii mocnych dokumentów i kilku znaczących fabułach (m.in. „Upały" i „Export/Import) zrealizował trylogię „Raj". Pierwsza część „Raj: Miłość" miała premierę w 2102 roku w Cannes, druga – „Raj: Wiara" nieco później w Wenecji, trzecia „Raj: Nadzieja" – na ostatnim Berlinale. Właściwie miał powstać jeden film – o Austriaczce, która w Afryce szuka erotycznych spełnień. – Seksturystyka jest zjawiskiem, które wiele mówi o współczesnym świecie – powiedział mi w rozmowie. – Starzejąca się kobieta w zachodniej kulturze staje się obiektem drugiej kategorii, bogaci jadą do biednego kraju, by kupić to, czego u siebie dostać nie mogą. Mieszkańcy biednych krajów są w stanie się upokorzyć, a jednocześnie bezceremonialnie wykorzystywać swoje atuty, by zarobić na utrzymanie rodziny. To pokazuje przepaść, jaka oddziela Zachód i kraje Trzeciego Świata. Nie da się jej zakopać, jest uwarunkowana ekonomicznie, społecznie i kulturowo. O tym chciałem opowiedzieć.