Barbara Hollender? z Karlowych Warów

Filmy walczące na tym festiwalu o nagrodę potwierdziły znaną prawdę: mniej może znaczyć więcej - Barbara Hollender? z Karlowych Warów

Publikacja: 14.07.2014 09:08

„Corn Island” gruzińskiego reżysera George’a Owaszwilego zdobył najważniejszą nagrodę festiwalu – Kr

„Corn Island” gruzińskiego reżysera George’a Owaszwilego zdobył najważniejszą nagrodę festiwalu – Kryształowy Globus

Foto: materiały prasowe

Do głównego konkursu w Karlowych Warach, w którym nagrodą jest Kryształowy Globus, nie trafiają zwykle dzieła mistrzów mogące liczyć na światowe premiery w Cannes, Berlinie czy Wenecji. Nie ma tu też wielkich produkcji, w których na ekranie błyszczą gwiazdy z Hollywood lub przynajmniej z Londynu czy Paryża.

Na konferencjach prasowych reżyserzy opowiadają natomiast o ogromnym trudzie, z jakim zbierali fundusze na swoje produkcje. Ale często okazuje się, że właśnie poza bogatymi rejonami kina powstają obrazy przejmujące i nowatorskie. A ich twórcy pozwalają sobie na odwagę eksperymentowania albo z prostotą opowiadają o kondycji dzisiejszego świata.

Między naturą a wojną

Tegoroczny zwycięzca – „Corn Island" Gruzina George'a Owaszwilego – powstał w koprodukcji gruzińsko-francusko-niemiecko-czesko-kazachskiej, miał też dotację z europejskiego funduszu Eurimage. Wyobrażam sobie jednak, jak niewielki musiał być wkład poszczególnych koproducentów, bo film powstał za minimalne pieniądze, w jednej skleconej z desek chacie, z kilkoma aktorami.

Na rozdzielającej Gruzję i Abchazję rzece Inguri każdej wiosny tworzą się małe wysepki z naniesionego przez wodę żwiru. Na tej urodzajnej glebie okoliczni wieśniacy wysiewają zboże i kukurydzę, licząc, że uda im się zebrać plony, nim wzbierający nurt zabierze te ich małe pólka.

W „Corn Island" stary Abchaz razem z kilkunastoletnią wnuczką na takim właśnie skrawku lądu pośrodku rzeki buduje prowizoryczną chałupę. Owaszwili pokazuje walkę, jaką oboje toczą z naturą, by przetrwać.

W tle tej historii jest jednak również konflikt zbrojny między dwoma krajami. Na wysepce pojawia się dezerter z armii, co jakiś czas na motorówkach podpływają żołnierze, to abchazcy, to gruzińscy, to rosyjscy.

– Chciałem zrobić film o człowieku, który zależy głównie od natury, ale też pokazać jego relacje z innymi ludźmi – mówił w Karlowych Warach Owaszwili.

Film toczy się w wolnym tempie wyznaczanym przez rytm dnia, wschodów słońca, przypływów rzeki, dojrzewania kukurydzy. Walka o przetrwanie wśród dzikiej przyrody, czasem przyjaznej, a czasem groźnej i bezwzględnej, jest czymś naturalnym. Opowiadanie o niej nie wymaga słów, więc i w „Corn Island" pada ich niewiele. A wojna, która podchodzi pod dom starego człowieka? To „ludzie ludziom zgotowali ten los".

Współczesność, z wszystkimi jej wynaturzeniami, obserwuje Węgier Gyorgy Palfi w „Wolnym spadaniu", wyróżnionym Nagrodą Specjalną i laurem za reżyserię.

Samotność wśród ludzi

Film zaczyna się jak opowieść obyczajowa. Stara, gruba kobieta robi herbatę dla męża. Po latach niewiele już mają sobie do powiedzenia, raczej wegetują razem, niż żyją. Potem kobieta się ubierze, wyjdzie z domu na zakupy, wejdzie na dach wieżowca i skoczy w dół. Z torby na kółkach wysypują się produkty, ale kobieta nie ginie na asfalcie. Powoli zbiera rzeczy i od nowa zaczyna wspinaczkę na dach. Gdy ciężkim krokiem gramoli się na kolejne piętra bloku, kamera zagląda za białe drzwi, wchodzi do różnych mieszkań.

Surrealistyczny film Palfiego składa się z siedmiu różnych historii, z siedmiu pięter budynku.

– Postanowiłem zniszczyć typową strukturę filmu fabularnego, łącząc bardzo różne krótkie opowieści – mówił podczas festiwalu reżyser. – Mieliśmy tak minimalny budżet, że nikt się do nas nie wtrącał. Mogłem sobie pozwolić na eksperymentowanie.

W „Wolnym spadaniu" opowiedział o degrengoladzie dzisiejszego społeczeństwa i fobiach, jakie dotykają współczesnych, a wszystko utopił w oparach groteski i absurdu.

W inny sposób, bardzo realistyczny, obserwuje ludzi łaknących ciepła, ale niepotrafiących go sobie ofiarować, David Lambert w belgijskim filmie „Jestem twój". Nagrodzony za kreację aktorską Nahuel Perez Biscayart gra młodego Lucasa, który sprzedaje się przez internet. Trafia w ten sposób do małego belgijskiego miasteczka, gdzie zaprasza go właściciel piekarni. Gruby, jowialny facet chce mieć towarzysza życia i pomocnika w pracy. Ale Lucas nie widzi się tak naprawdę w żadnej z tych ról. On zresztą też ma swoje tęsknoty.

Podobny klimat niespełnienia czuje się w islandzkim „Paryżu północy" Hafsteinna Gunnara Sigurdssona, gdzie nauczyciel, przystojny i na pozór spokojny człowiek, nie może dać sobie rady z życiem. Wyszedł z alkoholizmu, ale nie umie się pogodzić ze stratą kobiety, którą kochał, ani porozumieć z młodym i nieodpowiedzialnym ojcem.

Przeraźliwie realistycznym filmem jest też „Correcion Class" Iwana I. Twerdowskiego, zwycięzcy sekcji East of the West. To okrutna opowieść o dziewczynie przykutej do wózka, która trafia do klasy integracyjnej. Pogodna i życzliwie nastawiona do świata przekona się, czym jest niesprawiedliwość, niechęć do inności, poczucie wyższości w stosunku do człowieka, nad którym można zapanować i zemścić się za własną nijakość.

Widownia skarbem

Te filmy, jak i wiele innych, które trafiły do konkursów i przeglądów w Karlowych Warach, przekonują o sile współczesnego kina. Tego, które rozwija się poza głównymi nurtami, ale rejestruje obrazy świata i szuka nowoczesnego języka porozumiewania się z widzami.

Niezależne, skromne produkcje często giną w multipleksach zalanych przez przeboje o wojownikach zbawiających ziemską cywilizację. Ale na festiwalach w Karlowych Warach, Wrocławiu, Warszawie i tylu innych miejscach przyciągają młodą publiczność. Nie bez powodu to widzom najczęściej dziękowali tu reżyserzy po projekcjach.

Organizatorzy festiwalu w dumą podają rozmaite liczby. W biurze organizacyjnym zarejestrowało się blisko 12,5 tys. osób: 620 dziennikarzy, ponad 800 przedstawicieli branży – dystrybutorów, handlowców, PR-owców, ponad 600 filmowców i aktorów. Reszta to publiczność z karnetami. Dodatkowo widzowie na ok. 450 seansów kupili prawie 13 tys. pojedynczych biletów. To sukces. Choć nie od dziś ludzie kina zastanawiają się, jak tych widzów pozyskać dla ambitnych filmów na cały rok.

Do głównego konkursu w Karlowych Warach, w którym nagrodą jest Kryształowy Globus, nie trafiają zwykle dzieła mistrzów mogące liczyć na światowe premiery w Cannes, Berlinie czy Wenecji. Nie ma tu też wielkich produkcji, w których na ekranie błyszczą gwiazdy z Hollywood lub przynajmniej z Londynu czy Paryża.

Na konferencjach prasowych reżyserzy opowiadają natomiast o ogromnym trudzie, z jakim zbierali fundusze na swoje produkcje. Ale często okazuje się, że właśnie poza bogatymi rejonami kina powstają obrazy przejmujące i nowatorskie. A ich twórcy pozwalają sobie na odwagę eksperymentowania albo z prostotą opowiadają o kondycji dzisiejszego świata.

Pozostało 89% artykułu
Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu