PRO: Barbara Hollender
Młodzi reżyserzy opowiadają historie coraz bardziej uniwersalne, które mogłyby się wydarzyć w każdym mieście. Jerzy Stuhr, rocznik 1947, rozlicza się ?z Polską. I wie, że śmiech oczyszcza.
Jako aktor był wodzirejem u Feliksa Falka i amatorem w filmie Krzysztofa Kieślowskiego, jako reżyser Jerzy Stuhr opowiada o wyborach rodaków, o ich moralności, o rachunku sumienia dokonywanym w chwilach szczerości.
Takie właśnie były jego„Historie miłosne", „Tydzień z życia mężczyzny", „Pogoda na jutro" czy „Korowód", będący próbą dotknięcia jednego z najbardziej drażliwych tematów dekady po transformacji – lustracji i tajnych współpracowników SB. Teraz zaś pokazał sześć dekad życia w Polsce. I przyznaje, że „Obywatel" to historia przez niego „w jednej trzeciej przeżyta, w jednej trzeciej zaobserwowana, w jednej trzeciej wyobrażona".
Rok 2014. Pod gmach telewizji podjeżdża limuzyna z prezydentem. Od budynku odrywa się potężna płyta. Przypadek? Próba zamachu? Nie wiadomo. Prezydent wychodzi z opresji bez szwanku, płyta spada na Jana Bratka. W następnej scenie Bratek leży w szpitalu. Lekarze podejrzewają, że cierpi na amnezję. Ale on, unieruchomiony, z głową w bandażach, rozlicza się z własną przeszłością.