Wenecja 2017: Ekran pełen przemocy

Złoty Lew dla Meksykanina Guillermo del Toro, a dla Polaków nagroda za najciekawszy dokument o kinie.

Aktualizacja: 10.09.2017 17:59 Publikacja: 10.09.2017 17:38

Guillermo Del Toro odbiera główne trofeum weneckiego festiwalu za film „The Shape of Water”.

Guillermo Del Toro odbiera główne trofeum weneckiego festiwalu za film „The Shape of Water”.

Foto: AFP

Korespondencja z Wenecji

Główna nagroda weneckiego festiwalu powędrowała do „The Shape of Water". Ten werdykt jury pod przewodnictwem Annette Bening został przyjęty z aplauzem. Film się na festiwalu podobał, krytycy porównywali go do jednego z najciekawszych dzieł tego reżysera, niezwykle oryginalnego „Labiryntu fauna".

A poza tym ten korpulentny, brodaty Meksykanin daje się lubić. Otwarty, bezpośredni, nigdy nie odgradza się od dziennikarzy i publiczności. Nawet przed galą zszedł z czerwonego dywanu i przez 15 minut przy barierkac, gadał z ludźmi, rozdawał autografy.

A jednak uhonorowanie najwyższą nagrodą „The Shape of Water" było ze strony jury swoistym unikiem. Guillermo del Toro cofnął się w tym filmie do okresu wielkiej prosperity, przełomu lat 50. i 60. XX wieku, który amerykańscy filmowcy coraz częściej odbrązawiają. Ale uciekł od realizmu, proponując bajkę. Bardzo zresztą piękną, o ludziach wykluczonych, niepasujących do modelu idealnego społeczeństwa.

W okresie zimnej wojny w tajnym laboratorium CIA przeprowadzany jest eksperyment z człekokształtnym, wodnym stworem, o którego zdobycie walczy też wywiad radziecki. Polityka jest tu zresztą mniej ważna, Del Toro opowiada przede wszystkim o miłości niemej sprzątaczki, która zakochuje się w dziwnym stworze.

Gdy zostaje on skazany na unicestwienie, razem z czarnoskórą koleżanką i przyjacielem gejem próbuje go ratować.

– Wierzę bowiem w życie, wierzę w miłość, wierzę w kino – powiedział ten meksykański reżyser, odbierając Złotego Lwa.

Więcej ostrego spojrzenia

Jednak w świetnym tegorocznym konkursie przeważały filmy, których twórcy inaczej patrzą na współczesny świat – znacznie ostrzej. Takie jak „Trzy billboardy za Ebbing, Missouri". Irlandczyk Martin McDonagh opowiedział historię kobiety, której córka została brutalnie zgwałcona i zamordowana. Po siedmiu miesiącach matka walczy, by jej zabójcy zostali znalezieni i ukarani. Jest to również film o prowincjonalnej Ameryce, dalekiej od propagandowej wizji oazy spokoju.

W pokazanym w tym filmie Ebbing na co dzień czuje się nietolerancję, niechęć do inności, rasizm. McDonagh, który stworzył na ekranie całą galerię fantastycznych, niejednoznacznych postaci, dostał w Wenecji „tylko" nagrodę za scenariusz.

Prowincjonalną Amerykę – czasem prymitywną i zajętą własnymi sprawami, czasem pięknie solidarną – pokazuje również Andrew Haigh (znowu Europejczyk!) w „Lean on Pete". Osierocony chłopiec wyrusza tu w drogę przez Stany, by odnaleźć ciotkę – jedyną osobę, której kiedykolwiek na nim zależało.

Haigh zrobił film o samotności i dojrzewaniu. Ale też o utracie niewinności. Wrażliwy nastolatek w zderzeniu z rzeczywistością twardnieje. Żeby przeżyć, musi wejść w konflikt z prawem i z sobą samym. Odtwórca głównej roli w tym filmie Charlie Plummer dostał nagrodę Marcello Mastroianniego dla najlepszego młodego aktora.

Współczesny, szarpany konfliktami świat pokazuje też nagrodzony Grand Jury Prize „Foxtrot" Samuela Maoza. Izraelczyk, który osiem lat temu wywiózł stąd Złotego Lwa za „Liban", tym razem pokazał ból rodziców tracących syna oraz wojnę, na której każdy może stać się ofiarą albo zabójcą.

Znakomitym, ostrym filmem jest „Obraza" Libańczyka Ziada Doueiriego, rozgrywająca się w Bejrucie historia konfliktu uchodźcy z Palestyny i Libańczyka. Drobne wydarzenie urasta do wielkiego dramatu wykorzystywanego przez media. W tym kraju, przez który przetoczyła się wojna i który nigdy nie rozliczył się z przeszłością, nic nie jest proste.

Zwykli ludzie

Doueiri pokazuje, że w nie ma tu ani przegranych, ani wygranych. Są ludzie, którzy być może pierwszy raz spróbują się nawzajem zrozumieć. A jurorzy dostrzegli w „Obrazie" kreację aktora Kamela el-Bashy.

Inną przemoc – domową – mamy w filmie „Custody" Xaviera Legranda. To poruszający dramat, jakie zdarzają się czasem za zamkniętymi drzwiami mieszkań. Jest tu tragedia kobiet, dzieci, nierychliwość wymiaru sprawiedliwości, ale też nieobojętność sąsiada, która może czasem uratować życie. Legrand, który bardzo zasłużenie dostał dwa Srebrne Lwy – za reżyserię i za najlepszy debiut – na scenie nie mógł opanować wzruszenia.

Wzruszona była też laureatka Pucharu Volpiego za najlepszą rolę kobiecą. Charlotte Rampling w „Hannah" Andrei Pallaoro stworzyła wielką kreację jako starsza kobieta tracąca po życiowych perturbacjach wolę życia. To poruszające studium samotności.

– Z radością odbieram tę nagrodę we Włoszech, które zawsze były dla mnie źródłem inspiracji – powiedziała ta znakomita aktorka.

Polski bohater kina

Sukces odnieśli też w Wenecji polscy dokumentaliści, Elwira Niewiera i Piotr Rosołowski, którzy za „Księcia i dybuka" pokazanego w sekcji Classics dostali nagrodę za film poświęcony kinu. Stworzyli pasjonującą opowieść o Michale Waszyńskim, reżyserze, który zrobił 47 z około 150 filmów, jakie powstały w przedwojennej Polsce. Był twórcą m.in. „Znachora", „Antka policjanta", „Czarnej perły", „Dybuka".

Niewiera i Rosołowski najmniej miejsca poświęcają jednak filmom. Interesuje ich człowiek, który urodził się jako Mosze Waks, syn żydowskiego kowala, a po wojnie mieszkał w Rzymie jako polski książę, wdowiec po hrabinie Tarantini, współpracował i przyjaźnił się z gwiazdami kina włoskiego i amerykańskiego. Powstała opowieść o człowieku, który przez całe życie wymyślał i budował od nowa swoją biografię. Kim był naprawdę?

Od kilku lat wenecki festiwal nie ma ani rozmachu, ani pieniędzy swych zaoceanicznych konkurentów. Ale ma coś, co w sztuce jest nie do przecenienia: świetny filmowy gust i wrażliwość na problemy świata.

Korespondencja z Wenecji

Główna nagroda weneckiego festiwalu powędrowała do „The Shape of Water". Ten werdykt jury pod przewodnictwem Annette Bening został przyjęty z aplauzem. Film się na festiwalu podobał, krytycy porównywali go do jednego z najciekawszych dzieł tego reżysera, niezwykle oryginalnego „Labiryntu fauna".

Pozostało 95% artykułu
Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu