Hubert Salik: Totalna inwigilacja wciąż nam nie grozi

Jedną z wielu cech społeczeństwa totalitarnego jest to, że rządzący nim chcą mieć jak największą wiedzę o swoich obywatelach. I chcą tę wiedzę wykorzystywać. Paradoksalnie, wyjątkowo otwarte na obywateli społeczeństwo informacyjne najbardziej nas do tego przybliża.

Publikacja: 09.11.2008 21:48

Większość naszych codziennych działań pozostawia po sobie ślady. Najgorsze jest to, że zupełnie niechciane. Figurujemy w dziesiątkach baz danych, więc gdy korzystamy z kart kredytowych, surfujemy po Internecie, kupujemy usługi czy tankujemy paliwo, zostawiamy w tych bazach informacje o naszych działaniach. Gdy wchodzimy do pracy, hipermarketu czy metra, nasze twarze są rejestrowane przez kamery przemysłowe.

Gdyby te informacje ktoś zebrał, powstałaby całkiem ciekawa historia o nas samych. Nie byłyby to jednak wielowymiarowe sylwetki ludzi z ich przekonaniami i poglądami. W większości przypadków byłby to zbiór naszych preferencji jako konsumentów. Czyli dokładnie to, czego potrzebują marketerzy, aby wiedzieć, jaką reklamę nam pokazać i co można nam sprzedać.

Jeśli więc nic złego nie robimy, nie mamy się czego obawiać. Choć już sama możliwość totalnej inwigilacji wywołuje ciarki na plecach.

Jednak, gdyby jakiś totalitarny wódz przyszłości chciał oprzeć na zostawianych przez nas śladach swoją władzę, miałby z tym problem. Mógłby namierzać jednostki, ale nie mógłby zniewolić społeczeństwa. Widać to chociażby w Chinach, które starają się ograniczyć swobodę korzystania z Internetu. Te próby są skuteczne tylko na krótką metę. Bo nawet chiński socjalistyczny kapitalizm uległ globalnej wiosce.

Totalitarnym przywódcom marzy się, by mieć takie informacje o obywatelach, które dadzą im władzę pełną i nieograniczoną. A w tym celu musieliby poznać nie tylko informacje osobowe, ale przede wszystkim mieć wiedzę o naszych myślach i przekonaniach.

To nam na razie nie grozi. Nie jesteśmy także niewolnikami technologii, która zbiera o nas informacje. Jesteśmy niewolnikami sprzedawców.

Pamiętajmy jednak, że coraz częściej ogromne ilości danych, które zalegają w setkach tysięcy baz, dla nas samych są niezbędne w pracy. W epoce, gdy gospodarka produkcyjna staje się usługową, sami coraz częściej jesteśmy sprzedawcami.

Większość naszych codziennych działań pozostawia po sobie ślady. Najgorsze jest to, że zupełnie niechciane. Figurujemy w dziesiątkach baz danych, więc gdy korzystamy z kart kredytowych, surfujemy po Internecie, kupujemy usługi czy tankujemy paliwo, zostawiamy w tych bazach informacje o naszych działaniach. Gdy wchodzimy do pracy, hipermarketu czy metra, nasze twarze są rejestrowane przez kamery przemysłowe.

Gdyby te informacje ktoś zebrał, powstałaby całkiem ciekawa historia o nas samych. Nie byłyby to jednak wielowymiarowe sylwetki ludzi z ich przekonaniami i poglądami. W większości przypadków byłby to zbiór naszych preferencji jako konsumentów. Czyli dokładnie to, czego potrzebują marketerzy, aby wiedzieć, jaką reklamę nam pokazać i co można nam sprzedać.

Ekonomia
W biznesie nikt nie może iść sam
Ekonomia
Oszczędna jazda – techniki, o których warto pamiętać na co dzień
Ekonomia
Złoty wiek dla ambitnych kobiet
Ekonomia
Rekordowy Kongres na przełomowe czasy
Ekonomia
Targi w Kielcach pokazały potęgę sektora rolnego
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne