Problemy banków na całym świecie spowodowały, że instytucje finansowe – z powodu braku wzajemnego zaufania – przestały pożyczać sobie pieniądze. Jesienią zamarł rynek międzybankowy – także w Polsce. Banki zostały zmuszone do ograniczania akcji kredytowej; dotyczyło to zwłaszcza kredytów hipotecznych. Wzrosły marże (przede wszystkim przy kredytach we frankach szwajcarskich). Instytucje zaczęły podnosić wymagania dotyczące wkładów własnych. Niektóre zawiesiły ofertę kredytów we frankach, inne ustanowiły zaporowe ceny.
Można się spodziewać, że w kolejnych miesiącach 2009 r. sytuacja powoli będzie się poprawiać. Niewykluczone, że bardziej popularne będą pożyczki w euro niż we frankach. W 2009 r. ma wejść w życie kolejna rekomendacja Komisji Nadzoru Finansowego, która może usankcjonować zmiany wprowadzone przez banki. Prawdopodobnie przy kredytach walutowych wymagany będzie 20-proc. wkład własny, a wysokość miesięcznej raty nie będzie mogła przekraczać połowy dochodów. W takiej sytuacji na popularności zyskają kredyty w złotych, szczególnie że Rada Polityki Pieniężnej już zaczęła obniżać stopy procentowe i bez wątpienia zdecyduje się na kolejne ruchy w tym samym kierunku.
[wyimek]50 tys. euro - do takiej kwoty gwarantowane są wszystkie depozyty w naszych bankach[/wyimek]
Oprocentowanie kredytów złotowych będzie więc spadać, co dla ich posiadaczy jest dobrą informacją, bo przez cały 2008 rok raty systematycznie rosły. Miesięczna rata kredytu w wysokości 300 tys. zł, zaciągniętego na 30 lat, skoczyła z 1900 zł do 2100 zł. Jeśli jednak w przyszłym roku Rada Polityki Pieniężnej obniży stopy procentowe do ok. 4 proc., miesięczna rata takiego kredytu może spaść nawet do 1700 zł.
Posiadacze pożyczek we frankach szwajcarskich w 2008 r. mieli więcej powodów do zadowolenia, bo latem kurs tej waluty spadł poniżej 2 zł, czyli był o ponad 20 gr niższy niż na początku roku. Potem jednak złoty gwałtownie się osłabił i pod koniec roku kurs franka przekraczał nawet 2,6 zł.