– Jednym z głównych powodów odcięcia dostaw na Ukrainę był brak pełnomocnictwa ze strony spółki Naftogaz do podpisania nowego kontraktu. Kijów nie wywiązał się także z wypłacenia wszystkich należności – mówi „Rz” Igor Wołobujew, szef Departamentu Informacji Gazpromu.
Rosyjski monopolista tłumaczy, że nie miał formalnych podstaw, by dostarczać gaz na Ukrainę. Obowiązujący dotychczas kontrakt wygasł 1 stycznia o godz. 8 rosyjskiego czasu.
Przesył obniżono o 90 mln metrów sześc. na dobę, co stanowi 100 proc. ukraińskiego zapotrzebowania na surowiec. Ucierpiały też dostawy do państw Unii Europejskiej. Zredukowano je z 300 mln metrów sześc. na dobę do 279 mln.
Ukraińcy odrzucają oskarżenia. – W rosyjskim koncernie fantazjują. Mieliśmy wszystkie niezbędne pełnomocnictwa do podpisania kontraktu. W terminie spłaciliśmy także zadłużenie w wysokości 1,5 mld dolarów. Gazprom jednak żąda spłaty karnych odsetek na kwotę 500 mln dol., o których powinien zdecydować sąd arbitrażowy – powiedział „Rz” Walentyn Ziemliański, rzecznik Naftogazu.
Tuż po odcięciu dostaw prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko i premier Julia Tymoszenko oświadczyli, że ich kraj w pełni uregulował długi wobec Rosji. Uznali, że proponowana przez Gazprom cena surowca w 2009 roku (250 dolarów za 1000 metrów sześc.) jest nie do zaakceptowania. Dotychczas Ukraina płaciła za gaz 179,5 dol. za 1000 metrów sześc.