Cała trójka w wieku 36 – 40 lat. Przebojowi, dynamiczni, zajmowali wysokie stanowiska w międzynarodowych koncernach. Po raz pierwszy w życiu, albo pierwszy raz od lat, to nie oni pożegnali się z pracodawcą, a pracodawca z nimi. I tak mają szczęście. Firmy, dbając o swój wizerunek, opłaciły im specjalne programy wsparcia, tzw. outplacement. Na rozmowę z dziennikarzem „Rz” zgodzili się po warunkiem, że będą mogli zachować anonimowość. Nie chcą mieć wizerunku menedżera, który stracił pracę.
Po pierwsze telefon. Przez ostatnie lata był częścią jego życia, a czasem jego zmorą. Zdarzało się, że wychodząc z domu, stał w przedpokoju przez dwie godziny i bez przerwy odbierał rozmowy, esemesy albo oddzwaniał. Do regionalnego szefa sprzedaży dużej firmy FMCG stale dobijali się kontrahenci i podwładni – kilkudziesięciu przedstawicieli handlowych.
Gdy dostał wypowiedzenie, komórka przestała dzwonić. Przez pierwsze dni łapał się, że nieustannie sprawdza, czy nie jest zepsuta, czy ma zasięg. Dziś, po dwóch miesiącach od rozstania z firmą, odruch minął.