Vattenfall, który jest jednym z największych inwestorów w polskiej energetyce, najwyraźniej zawarł rozejm z resortem skarbu. Po trwających pół roku dyskusjach ostatecznie obie strony uzgodniły warunki sprzedaży tzw. resztówek, czyli mniejszościowych pakietów akcji elektrociepłowni warszawskich i spółki sprzedającej energię na Górnym Śląsku (dawniej GZE). Szwedzka firma może zapłacić za nie ok. miliarda złotych, a jutro rząd ma dać zielone światło ministrowi skarbu na sprzedaż.
Transakcja była zaplanowana na koniec ubiegłego roku, ale wtedy przedstawiciele Vattenfalla ostro skrytykowali politykę rządu w odniesieniu do sektora – zwłaszcza wstrzymanie decyzji o uwolnieniu cen energii dla gospodarstw domowych. A prezes Vattenfalla Poland Torbjorn Wahlborg mówił, że to działanie na szkodę firm, w tym poznańskiej grupy Enea, w której jesienią ub.r. koncern kupił w ofercie publicznej ok. 18 proc. akcji. Zdaniem firm z branży musiały one dużo dopłacać do energii sprzedawanej konsumentom.
Sytuacja się zmieniła, gdy wraz ze spadkiem popytu na energię spadły też ceny na rynku hurtowym i dla odbiorców.
Vattenfall i MSP mają też wspólną negatywną opinię na temat planów zarządu Enei dotyczących kupna kopalni Silesia. Poznańska grupa ma jednak alternatywę – zakup akcji kopalni Bogdanka w ofercie publicznej. Torbjorn Wahlborg, prezes Vattenfalla Poland, również i tę inwestycję uważa za ryzykowną.
Wiceminister skarbu Jan Bury przyznaje, że zakup kopalni Silesia nie jest konieczny, by Enea miała węgiel dla elektrowni w Kozienicach. – Dla energetyki najważniejsze są wieloletnie umowy z producentami węgla gwarantujące dostawy po przewidywalnych cenach. Energetyka powinna skupić się na podstawowej działalności – mówi „Rz” wiceminister Bury. To może oznaczać, że władze Enei będą musiały zrewidować swoje plany inwestycyjne.