Okazało się, że Polska jako jedyna gospodarka nie tylko w regionie, ale i w całej Europie, ma szansę odnotować wzrost PKB – mówi „Rz” Mark Allen odpowiadający w Międzynarodowym Funduszu Walutowym za Europę Środkowo-Wschodnią. O tym, że jesienią fundusz może podwyższyć prognozę dla Polski, [link=http://www.rp.pl/artykul/343642.html]mówi „Rz”[/link] przedstawicielka Polski w MFW Katarzyna Zajdel-Kurowska.

Ekonomiści największych banków ankietowani przez agencję Bloomberg przewidują dla Polski na ten rok wzrost gospodarczy rzędu 0,5 proc., dla Węgier i Czech zaś recesję w wysokości odpowiednio 6,7 proc. i 4,3 proc. Dlatego takie instytucje, jak banki Morgan Stanley i Brown Brothers Harriman & Co. czy fundusz Putnam Investments są zdania, że złoty jeszcze się wzmocni. Polskiej walucie pomaga zagwarantowane w MFW 20,5 mld dol. pożyczki na ewentualne powiększenie rezerw walutowych oraz deklaracja premiera Donalda Tuska, że rząd będzie wspierał złotego poprzez wymianę unijnych euro na rynku.

[wyimek]27 procent stracił złoty wobec euro od początku kryzysu do marca tego roku. Było to największe osłabienie waluty w regionie[/wyimek]

– W Polsce widać zmianę z kiepskich fundamentów gospodarczych do całkiem solidnych obecnie – mówi Paresh Upadhayaya, wiceprezes Putnamay zarządzający funduszem o wartości 21 mld dol. Dodaje, że planuje pozbywać się euro i kupować złote. Zdaniem Win Thina, głównego stratega walutowego z nowojorskiego Brown Brothers Harriman & Co., złoty został niesłusznie ukarany na początku roku przez inwestorów. – Polska jest mniej narażona na skutki kryzysu dzięki dużemu rynkowi wewnętrznemu, więc nie jest tak uzależniona od eksportu, jak pozostałe kraje regionu, zwłaszcza Czechy i Węgry – mówi. Jego zdaniem pod koniec roku dojdzie do kolejnego wzmocnienia naszej waluty i euro będzie kosztować 4 zł.

Od początku kryzysu do końca marca tego roku złoty stracił wobec euro 27 proc. Taka skala osłabienia była największa w regionie. Powszechnie się obawiano, że dojdzie do wielkiej fali bankructw firm oraz masowego załamania na rynku nieruchomości. Fakt, że sektor bankowy w Europie Środkowo-Wschodniej zdominowany jest przez zagraniczne instytucje finansowe, które borykały się z portfelami złych kredytów, tworzył dodatkowe ryzyko.