Co trzecia firma na tegorocznej liście Europa 500 pochodzi z Polski. Co ósma z Czech i Węgier, a co dziesiąta z Ukrainy. W sumie spółki pochodzące z tych czterech krajów stanowią trzy czwarte wszystkich firm, które ostatecznie znalazły się w zestawieniu. O strukturze listy nie przesądza więc tylko skuteczność prowadzenia biznesu. Ranking zdominowały firmy pochodzące albo z najbardziej rozwiniętych krajów regionu, albo z tych największych, gdzie gigantyczny rynek zbytu gwarantuje odpowiednio dużą skalę działania i w miarę stabilne przychody. Tyle że rzeczywistość gospodarcza w drugiej połowie 2008 i w 2009 roku wcale tej stabilności nie gwarantowała.
[srodtytul]Kryzys u bram[/srodtytul]
Pomimo to wyniki największych firm Europy Środkowo-Wschodniej robią wrażenie. Jeszcze rok wcześniej, by znaleźć się na liście, trzeba było wykazać co najmniej 400 mln euro przychodów rocznie za 2007 rok. W tym roku to już nie wystarcza. Próg minimum wzrósł o 60 mln euro. Równocześnie aż 78 proc. firm obecnych w zestawieniu zanotowało wzrost przychodów średnio o ok. 20 proc.
Trudno nie oceniać wyników firm bez uwzględniania otoczenia, w jakim działają, czyli sytuacji gospodarczej poszczególnych krajów. A te choć w pierwszej połowie 2008 roku mogły się pochwalić zarówno dynamicznym wzrostem gospodarczym, jak i rosnącą produkcją przemysłową oraz sprzedażą detaliczną, to w ostatnim kwartale roku zaczęły się osuwać w przepaść kryzysu. Dopiero 2009 rok w pełni ujawni jego skalę.
Firmy zostały zmiażdżone z dwóch stron. Eksporterzy doświadczyli nagłego spadku popytu na swoje usługi za granicą, a w większości przypadków to samo spotkało firmy oferujące usługi lub wytwarzające produkty na lokalne rynki wewnętrzne.