[i]RWE nie kupi kontrolnego pakietu akcji poznańskiej firmy energetycznej Enea. Spółka, która kilka lat temu kupiła warszawski STOEN, poinformowała Ministerstwo Skarbu Państwa o tym, że nie złoży wiążącej oferty na kupno 67,05 proc. udziałów. RWE miało wyłączność na negocjacje z resortem w tej sprawie.
Ciemne chmury nad tą transakcją, która miała być największą tegoroczną prywatyzacją, zbierały się już od jakiegoś czasu. Jak pisaliśmy, RWE nie było skłonne zaakceptować ceny, której oczekiwał resort skarbu. Urzędnicy liczyli, że uda im się sprzedać akcje z premią wobec wyceny giełdowej i uzyskać za pakiet kontrolny 7 – 8 mld zł.
Na wieść o wycofaniu się Niemców z zakupu pakietu akcji Enei walory polskiej spółki zareagowały gwałtownym spadkiem na giełdzie. Zniżka wyniosła 7,15 proc. i na koniec sesji akcje kosztowały 19,87 zł.[/i]
[b]Rz: Dlaczego właściwie RWE wycofało się z przejęcia Enei. Czy chodzi tylko o cenę?[/b]
Filip Thon: Mamy własną wycenę Enei, którą przygotowaliśmy na podstawie analizy obecnego stanu przedsiębiorstwa i jego perspektyw rozwoju. Obowiązywałyby nas jednak giełdowe zasady ogłaszania wezwania, które musiałoby w tym przypadku nastąpić. Cenę ustala się w oparciu o średni kurs giełdowy z ostatnich trzech lub sześciu miesięcy. Tymczasem na giełdzie jest notowanych tylko nieco ponad 2 proc. akcji spółki, a cena zmieniała się w ostatnich miesiącach od 14 do ponad 23 zł. Kurs akcji nie odzwierciedla prawdziwej wartości spółki. Nasza wycena różniła się od oczekiwań rynku, więc zdecydowaliśmy się nie składać wiążącej oferty. Ale decyzja nie była łatwa – Enea jest naprawdę dobrą spółką.