Rok 2008 – którego dotyczy publikowana właśnie Lista 2000 – na pewno nie był jeszcze dla polskiej gospodarki rokiem prawdziwej próby. Wciąż dynamicznie zwiększało się spożycie, ciągle jeszcze mieliśmy do czynienia z rosnącym rynkiem krajowym. Ale z drugiej strony, nie był to już okres beztroski. Od początku roku mówiło się o prawdopodobnej recesji w Zachodniej Europie, o możliwym ograniczeniu eksportu i napływu inwestycji – a więc o zamrożeniu drożdży, na których w ciągu minionych lat najsilniej rosła nasza gospodarka. We wrześniu okazało się, że zamiast problemów mamy do czynienia z prawdziwą globalną katastrofą, której skala ujawniła się po upadku banku Lehman Brothers i paraliżu rynków finansowych na całym świecie.
Teoretycznie można by powiedzieć – a cóż to nas obchodzi? Przecież u nas nadal rosły płace i dochody, bezrobocie utrzymywało się na jednocyfrowym poziomie, firmy inwestowały, dzięki funduszom europejskim budowano nowe drogi. Czy więc w ogóle mamy powody, by w danych o sytuacji polskich przedsiębiorstw w roku 2008 poszukiwać jakichkolwiek symptomów nadciągającego kryzysu? Otóż mimo wszystko – mamy. Pamiętajmy o tym, że we współczesnej gospodarce wahania nastrojów decydują o stanie koniunktury w co najmniej równie silnym stopniu jak twarde dane. Od września 2008 z pierwszych stron gazet i z ekranów telewizorów bombardował nas nieustający potok dramatycznych informacji i jeszcze bardziej przerażających prognoz. Ostre załamanie nastrojów konsumenckich w Zachodniej Europie przyszło dosłownie z dnia na dzień, podobnie radykalnie pogorszyły się ocen sytuacji przez firmy.
Według prezentowanego corocznie w Davos raportu PricewaterhouseCoopers prognozy formułowane przez menedżerów globalnych firm w roku 2008 z miesiąca na miesiąc drastycznie się pogarszały, rosła nerwowość i pesymizm. Dotyczyły one nie tylko zbliżających się 12 miesięcy, w ciągu których ankietowani spodziewali się nadejścia potężnego spowolnienia gospodarczego lub recesji, ale również perspektywy średniookresowej. O ile w pierwszej grupie ankietowanych, którym pytanie o perspektywy rozwoju firm zadano we wrześniu 2008, 60 proc. wyrażało dużą pewność co do wzrostu w perspektywie trzech lat, o tyle w drugiej, przepytywanej w październiku, odsetek ten spadł o połowę. Grupa firm oczekujących wzrostu sprzedaży w ciągu najbliższych 12 miesięcy obniżyła się w tym czasie z 30 proc. do 10 proc.
W Polsce świadomość nadchodzących trudności pojawiała się wolniej. Jako pierwsze dostrzegły ryzyko duże firmy, znacznie wolniej zaczęły je widzieć firmy małe. W roku 2008 można już było także zaobserwować pierwsze symptomy nadciągającej burzy także w publikowanych danych o sytuacji na rynku. Spożycie wprawdzie nadal rosło, ale inwestycje z kwartału na kwartał gwałtownie wyhamowywały. W ostatnich miesiącach roku zaczęły spadać zapasy i eksport, a w ślad za tym produkcja. Bezrobocie, po osiągnięciu rekordowo niskiego poziomu wczesną jesienią 2008, zaczęło po raz pierwszy od lat wzrastać, wyhamowując dynamikę płac. Jednocześnie gospodarka wpadła w potężne zawirowania finansowe: silnie osłabił się kurs złotego, gwałtownie wzrosły trudności w uzyskaniu przez firmy kredytu, wybuchnął problem nieszczęsnych opcji walutowych.
Mówiąc najkrócej, choć rok 2008 stanowił na całym świecie dopiero preludium dla nadciągającego kryzysu, odbiło się to i na otoczeniu, w którym rozwijają się polskie firmy. Czy widać to w opublikowanych danych Listy 2000? Najkrótsza odpowiedź brzmi: coś tam oczywiście widać, ale na szczęście niewiele. Polskie firmy zachowały w skali całego roku 2008 wysoką dynamikę sprzedaży (choć spadającą w kolejnych kwartałach), w niewielkim stopniu obniżyła się ich zyskowność. Zatrudnienie było przeciętnie wyższe niż w roku poprzednim. Nadal też trwał proces inwestowania – choć, być może, inwestycje dokonywane były z coraz mniejszym przekonaniem, a towarzyszące im dyskusje z bankami były coraz trudniejsze.