Węgry, Litwa, Łotwa, Słowacja, Rumunia i Bułgaria zawarły z Polską porozumienie w obronie Protokołu z Kioto.
Domagają się, aby zgodnie z art 3.13 Protokołu, utrzymać możliwość sprzedaży nadwyżek uprawnień do emisji (AAUs) w drugim okresie zobowiązań, czyli po 2012 r. - To nie jest żadna koalicja ale tylko wspólne działanie w obronie nabytych praw - komentuje Jacek Mizak, z ministerstwa środowiska, członek polskiej delegacji w Kopenhadze.
Premier Doland Tusk przyleciał dzisiaj do Kopenhagi, by przekonać do stanowiska Polski inne państwami Unii Europejskiej. Jednak cała reszta unijnych krajów nie jest zainteresowana tą kwestią, a dyskusja na ten temat w Koepnhadze praktycznie nie istnieje. Niemcy, Francja i Wielka Brytania nie poruszają w ogóle kwestii nadwyżek uprawnień do emisji zaś Komisja Europejska nie chce o tym rozmawiać uznając moment polityczny za niesprzyjający.
Polska zmniejszyła w ramach Protokołu z Kioto emisje o 29 proc., choć ma obowiązek redukcji emisji tylko o 6 proc. (od 1988 r.) Dlatego ma ok. 500 mln ton uprawnień jakie może sprzedać innym krajom, które zamiast zmniejszać emisje mogłyby kupować AAUs. Polska ma szansę zarobić na tym ok. 2 mld euro.
Nie obwarowane żadnymi restrykcjami przenoszenie nadwyżek uprawnień stanowiłoby ogromne zagrożenie dla intergalności środowiskowej przyszłego porozumienia. Prognozuje się, że nadwyżki te mogłyby obniżyć cel redukcyjny państw rozwiniętych od 4 do 6 proc. - ocenia Julia Michalak z Greenpeace.