Korona na starość

Obie mogłyby się cieszyć emeryturą. Helen Mirren – urządzać swój średniowieczny zamek, a Judi Dench – rozwiązywać ulubione quizy i krzyżówki. Ale światowe kino, West End i Broadway potrzebują królowych

Aktualizacja: 23.03.2010 15:08 Publikacja: 18.03.2010 21:00

Dama Helen Mirren na zmianę imponuje talentem i bulwersuje opinię publiczną

Dama Helen Mirren na zmianę imponuje talentem i bulwersuje opinię publiczną

Foto: EAST NEWS

Hollywood to nie świat dla starych kobiet – rzadko oferuje im ciekawe role, jeszcze rzadziej – statuetki. Akademia dostrzegła dwie brytyjskie damy w chwili, gdy miały już za sobą dziesiątki szekspirowskich spektakli, karierę telewizyjną, sznur nagród i szlacheckie odznaczenia. Obie otrzymały Oscary, gdy były po sześćdziesiątce. Wydawało się, że statuetki są tylko spóźnionym gestem, eleganckim pożegnaniem.

Stało się inaczej: Helen Mirren i Judi Dench zaczęły od nowa, dziś należą do najbardziej pożądanych aktorek teatralnych i filmowych świata. 75-letnia Dench właśnie gra namiętną Tytanię w szekspirowskim "Śnie nocy letniej" wystawianym w angielskim Rose Theatre. Dość powiedzieć, że w tej roli zwykle obsadza się kobiety 30-letnie – ona dostała ekstatyczne recenzje, a spektakle zostały wyprzedane. W zeszłym roku, by dostać się na "Fedrę" z 64-letnią Helen Mirren w londyńskim National Theatre, trzeba było stać w kolejce od piątej rano. Ludzie przylatują z całego świata i koczują, by zobaczyć Dench i Mirren w angielskim teatrze, u szczytu możliwości, gdy grają z miłości do sztuki, za najniższe stawki.

W Hollywood ich nazwiska znajdują się wśród najlepiej opłacanych. Dench, odkąd w 1999 r. dostała Oscara, wystąpiła w 15. dużych produkcjach. W tym roku śpiewała w gwiazdorskim musicalu "Nine" Roba Marshalla. W przyszłym sezonie zobaczymy ją w nowej ekranizacji "Jane Eyre" i znów jako M, bezlitosną szefową Bonda. Helen Mirren przeżywa filmowy boom.

Przed dwoma tygodniami walczyła o Oscara – dostała nominację za rolę w "The Last Station", gdzie gra temperamentną żonę Lwa Tołstoja. Lada dzień na światowe ekrany wejdzie szekspirowska "Burza" w reżyserii Julie Taylor, która specjalnie dla Mirren zmieniła płeć jednej z postaci – Prospero stał się Prosperą. Także w tym sezonie gra w "The Door" u Istvána Szabó, w "Love Ranch" – opartej na faktach opowieści o pierwszym legalnym domu publicznym w Nevadzie (reżyseruje jej mąż Taylor Hackford), a także ekranizacji prozy Grahama Greene'a, filmie akcji i animacji fantasy.

Obie przyznają, że starają się odpychać myśli o starości i śmierci. Mirren: "Z czasem robi się coraz ciemniej". Dench: "To przychodzi nagle: pewnego dnia podnosisz się z krzesła i wiesz, że już nie przebiegniesz przez pokój. Okropne, ale nic nie można poradzić".

Można pracować. Nie chcą słyszeć o emeryturze. Dench odgraża się, że będzie grać nawet na wózku inwalidzkim.W ojczyźnie cieszą się dworskim statusem: Dench od lat, dzięki wybitnym dokonaniom scenicznym, Mirren od niedawna, za sprawą oscarowej roli w "Królowej". Stały się dla Brytyjczyków skarbem narodowym. Najchętniej otoczyliby je kuloodpornymi szybami i barierkami, by świat podziwiał dostojne damy w należyty sposób. Obie wzdragają się przed takim traktowaniem – Mirren powtarza, że zawsze była buntowniczką, a Dench, że nie chce się pokryć kurzem jak zapomniany medal w biblioteczce.

Pochodzą z angielskiej klasy średniej, debiutowały w znakomitym teatrze Old Vic. Współtworzyły historię brytyjskiego teatru, niemal mijając się w kulisach. W latach 70. były razem w zespole prestiżowego Royal Shakespeare Company, a w 2007 r. – w Kodak Theater, gdy Dench, nominowana do Oscara za pierwszoplanową rolę w "Notatkach o skandalu", przegrała z Mirren wcielającą się w Elżbietę II. Nigdy jednak nie spotkały się w spektaklu ani filmie.

[srodtytul]Władczyni z tatuażem [/srodtytul]

Choć ich biografie i kariery są zbudowane z podobnych puzzli: tych samych spektakli, nazwisk, adresów i nagród – Mirren i Dench stworzyły dwa osobne królestwa. Dench jest Matką Anglią, Mirren – boginią seksu ze Stratfordu.

Mirren, rocznik 1945, to niepoprawna władczyni z kontrowersyjną biografią i tatuażem, zrobionym po alkoholu w rezerwacie dla Indian. W młodości jeździła motorem, nienawidziła katolickiej szkoły. Nie zamierzała zakładać rodziny, kpiła z establishmentu, sympatyzowała z socjalistami. Naprawdę nazywa się Elena Wasiljewna Mironowa, jej dziadek był rosyjskim dyplomatą, utknął na Wyspach po rewolucji 1917 r.

Ojciec pracował jako taksówkarz, matka urodziła się jako najmłodsze z czternaściorga dzieci w rodzinie rzeźników. Mirren od początku łączyła poważną karierę sceniczną (była m.in. w zespole Petera Brooka) z frywolnym stylem życia i odważnymi rolami. Rozbierała się w filmach częściej niż jakakolwiek ceniona aktorka jej pokolenia. W latach 70. była dyżurną dziewczyną z plakatu, ulubienicą żołnierzy i kierowców. W szekspirowskim Stratford miała opinię seksbomby. Narzekała na seksistowskie komentarze, ale jednocześnie je podsycała. Robi to do dziś. Niedawno świat obiegło jej zdjęcie w czerwonym bikini oraz opowieść, jak w młodości kochała kokainę i została zgwałcona na randce.

Dla roli "Królowej" przeszła samą siebie: wyzbyła się elektryzującego seksapilu, zniewalającego błysku w oku i zrewidowała niechęć do monarchii. Ale poza kadrem wciąż rzuca plotkarskiej Anglii gorące kartofle. Prosto z rozdania Oscarów powędrowała do Oprah Winfrey i opowiadała, że podczas ceremonii nie miała na sobie bielizny.

Jest zaprzeczeniem królewskiej pozy i dostojeństwa, ale także przeciwieństwem brytyjskiej rezerwy i grzeczności. To zręczna antybohaterka, która wie, że może sobie pozwolić na wszystko – pod warunkiem, że nie atakuje świętości i składa daninę Koronie. Ma powody do wdzięczności – w jej ojczyźnie jest wiele świetnych, szerzej nieznanych aktorek. Gdyby nie królewska rola, pozostałaby jedną z nich.

Judi Dench czuje na plecach oddech utalentowanej konkurencji. "Nigdy nie jestem pewna, czy dostanę kolejną rolę. Jest tylu innych, którzy mogą zagrać lepiej". To nie kokieteria, raczej kwakierska kindersztuba. Judith Olivia Dench urodziła się w 1934 r., w rodzinie protestanckiej. Należy do pokolenia największych teatralnych sław powojennej Anglii. Przyjaźni się z Maggie Smith i sir Ianem McKellenem, siedziała w szkolnej ławce (i przez chwilę w areszcie) z Vanessą Redgrave. Jej żywiołem jest scena – grała najbardziej pamiętne i nowatorskie role ostatniego półwiecza. Brylowała w komediach, ale krytycy kochają ją za "Antoniusza i Kleopatrę" – stworzyła wstrząsającą kreację, choć wcześniej kładły tę rolę wielkie aktorki. Obudzona w środku nocy recytuje całe sztuki Szekspira. O jej technikach, absolutnej kontroli i swobodzie, niespotykanej intuicji i skromności krążą legendy. Teatralna elita nad Tamizą mówi o niej Jaśnie Atom, bo nikt nie dorównuje jej energią.

W powszechnym odbiorze jest strażniczką tradycji, esencją brytyjskości. A także bliską i kochaną kobietą, która przez lata gościła w domach zwykłych ludzi, grając w popularnych sitcomach. Często zwycięża w narodowych plebiscytach na najbardziej podziwianą kobietę. Jej Wysokość Elżbieta II musi się wtedy zadowalać drugim miejscem.

[srodtytul]Późne wejście [/srodtytul]

Dench jako chodząca instytucja publiczna nie może sobie pozwolić na gesty, które Mirren uchodzą na sucho. Po każdej roli, w której przeklina, otrzymuje sterty listów z pretensjami. Wścieka się, bo nie chce uchodzić za świętą. Żywi "wielki podziw dla niestosownych zachowań" i bywa wybuchowa. Rzuciła kiedyś w teściową filiżanką gorącej kawy (nie trafiła), a wybitnemu dramaturgowi Davidowi Hare'owi, na którego zwaliła się fala krytyki, podarowała poduszkę z lamówką wyhaftowaną słowami: "Pieprz ich! Pieprz ich! Pieprz ich!". W młodości gra-ła nie tylko Ofelię i lady Makbet, bywa-ła wyuzdana, choćby jako rewelacyjna Sally Bowles w angielskiej premierze "Kabaretu".

Spędziła 40 lat w teatrze i nie interesowała się filmem. Dopiero gdy w 1997 r. w "Jej wysokość pani Brown" zagrała królową Wiktorię opłakującą śmierć Alberta, międzynarodowa publiczność poznała jej talent, a Dench odkryła dla siebie kino. W 1998 r. Akademia przyznała jej oscarową nominację za rolę Wiktorii, a rok później – złotą statuetkę za kreację Elżbiety I w "Zakochanym Szekspirze". Wystarczyło osiem minut na ekranie.

Tak ruszyła lawina świetnych filmowych ról: w "Iris", "Pani Henderson", "Czekoladzie", "Lawendowych wzgórzach" i "Notatkach o skandalu". Ameryka czekała na nią od dawna – broadwayowskie teatry przez 30 lat bezskutecznie przysyłały zaproszenia. Gdy w 1999 r. zagrała tam w "Zdaniem Amy", przedsprzedaż sięgnęła 3 mln dolarów, a Dench wróciła do Londynu ze statuetką Tony. Teraz w szafce nad kominkiem ma już wszystkie liczące się nagrody świata.

W show -biznesie, który uwielbia młodość, Dench i Mirren są wyjątkami. Uchodzą za symbole witalności, kobiety, które oparły się upływowi czasu. Ale może było inaczej: odniosły sukces dzięki temu, że nie wyparły się starości. A ona odwdzięczyła się, dając im nowe szanse.

Hollywood to nie świat dla starych kobiet – rzadko oferuje im ciekawe role, jeszcze rzadziej – statuetki. Akademia dostrzegła dwie brytyjskie damy w chwili, gdy miały już za sobą dziesiątki szekspirowskich spektakli, karierę telewizyjną, sznur nagród i szlacheckie odznaczenia. Obie otrzymały Oscary, gdy były po sześćdziesiątce. Wydawało się, że statuetki są tylko spóźnionym gestem, eleganckim pożegnaniem.

Stało się inaczej: Helen Mirren i Judi Dench zaczęły od nowa, dziś należą do najbardziej pożądanych aktorek teatralnych i filmowych świata. 75-letnia Dench właśnie gra namiętną Tytanię w szekspirowskim "Śnie nocy letniej" wystawianym w angielskim Rose Theatre. Dość powiedzieć, że w tej roli zwykle obsadza się kobiety 30-letnie – ona dostała ekstatyczne recenzje, a spektakle zostały wyprzedane. W zeszłym roku, by dostać się na "Fedrę" z 64-letnią Helen Mirren w londyńskim National Theatre, trzeba było stać w kolejce od piątej rano. Ludzie przylatują z całego świata i koczują, by zobaczyć Dench i Mirren w angielskim teatrze, u szczytu możliwości, gdy grają z miłości do sztuki, za najniższe stawki.

Pozostało 87% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy