Dwie największe centrale związkowe w Grecji sprzeciwiają się programowi oszczędnościowemu, jaki rząd w Atenach podjął w zamian za linię kredytową z Unii Europejskiej i Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Syndykaty GSEE i ADEDY, reprezentujące odpowiednio pracowników sektora prywatnego i publicznego, zorganizowały w czwartek protesty na ulicach Aten.
Według szacunków policji wzięło w nich udział około 17 tys. osób, wielokrotnie mniej niż 5 maja, gdy odbył się poprzedni strajk generalny. W wywołanym przez demonstrantów pożarze banku zginęły wówczas trzy osoby. – Ludzie się boją, a kryzys gospodarczy ich zmęczył. Ale będą kontynuowali strajki, jeśli rząd będzie forsował reformy obciążające pracowników i emerytów – powiedział 34-letni pracownik cementowni Giorgos Froutras. – "Ręce precz od naszych emerytur", "Reformy cofają nas o 150 lat" – głosiły transparenty.
W greckiej stolicy nie funkcjonowała w czwartek komunikacja miejska, co powodowało gigantyczne korki, pozamykane były urzędy, szkoły i wiele banków. Nieczynne były główne ateńskie atrakcje turystyczne, w tym Akropol. Szpitale udzielały pomocy tylko w nagłych przypadkach. Do strajku nie włączyła się natomiast obsługa lotnisk, więc międzynarodowe loty z i do Grecji kursowały normalnie.
W zamian za trzyletnią linię kredytową o wartości 110 mld euro grecki rząd zobowiązał się, że do 2014 r. sprowadzi deficyt budżetowy poniżej 3 proc. PKB, z 13,6 proc. w 2009 r. Program konsolidacji finansów publicznych przewiduje m.in. obniżkę i zamrożenie płac w sektorze publicznym, podwyżki podatku VAT oraz akcyz.
Największy sprzeciw związkowców budzi jednak projekt zreformowania greckiego systemu emerytalnego, który w obecnej formie jest według ocen OECD najhojniejszy w Europie. Oprócz zamrożenia świadczeń emerytalnych do 2012 r. rząd zamierza m.in. zrównać wiek emerytalny mężczyzn i kobiet na poziomie 65 lat oraz stopniowo wydłużać go wraz z wzrostem oczekiwanej długości życia. Ograniczone ma być również powszechne w Grecji zjawisko wczesnego przechodzenia na emeryturę.