Unia walutowa – czas na zmiany

Integracja walutowa w Europie jest jednym z najciekawszych eksperymentów ekonomicznych we współczesnym świecie

Publikacja: 21.01.2011 03:02

Unia walutowa – czas na zmiany

Foto: Fotorzepa, Mirosław Owczarek MO Mirosław Owczarek

Red

Tworzenie unii walutowej jest przedsięwzięciem bez precedensu w historii gospodarczej. To prawda, że w XIX w. istniały w Europie unie monetarne (łacińska, skandynawska), lecz zakres ich działania dotyczył w zasadzie standaryzacji monetarnej, reguł emisji i obiegu w warunkach systemu waluty złotej. Tak więc z punktu widzenia współczesnych stref walutowych doświadczenia XIX-wieczne mają ograniczoną wartość.

[srodtytul]Pieniądz i idea[/srodtytul]

Kiedy w 1993 r. podpisywano traktat z Maastricht, niewiele wiedziano o mechanizmach funkcjonowania unii walutowej. Założenia „ekonomii politycznej strefy euro” budowano na podstawie dorobku teoretycznego Roberta Mundella i i kontynuatorów oraz 15 lat doświadczeń europejskiego systemu walutowego. To mało.

Ekonomiści zdawali sobie sprawę z faktu, że ryzyko błędu i niepowodzenia jest duże. Politycy widzieli tylko jasne strony przedsięwzięcia, widzieli wielki cel dla integrującej się Europy – wspólny pieniądz. Europa potrzebowała idei, która na wiele lat wyznaczyłaby kierunki współpracy.

I tu rzecz ciekawa, tak długo jak politycy mniej lub bardziej życzliwie przyglądali się procesowi tworzenia unii walutowej, miał on zdecydowanie rynkowy charakter i daleki był od konstytuowania ponadnarodowej władzy gospodarczej. Sprawy przybrały inny obrót, gdy aktywnie zajęli się nim politycy. Potrzebne były szybkie efekty, tych nie gwarantowały mechanizmy rynkowe. Nastąpił odwrót od estetyki wolnego rynku i rozpoczęto tworzenie unii, opierając się na ponadnarodowych centrach decyzyjnych i silnej strukturze instytucjonalnej. Nastąpił przyśpieszony transfer kompetencji ze szczebla narodowego na poziom wspólnotowy.

Czy było to nieuniknione? Czy „receptura z Maastricht” to jedyna możliwa do zastosowania metoda tworzenia unii walutowej? Oczywiście, nie. Znane są inne, bardziej rynkowe koncepcje integracji walutowej.

Niestety, od wielu lat instytucje Wspólnoty upowszechniają opinię, że realizowany obecnie projekt to jedyna i do tego słuszna droga do wspólnego pieniądza. Jest to nadużycie intelektualne. Niebezpieczne jest utrwalanie się tego poglądu, ogranicza bowiem dyskusję na temat oceny mechanizmów strefy euro i niezbędnych reform systemu.

Ostatnie trzy lata w brutalny sposób ujawniły ułomności unii walutowej. To błąd, że dziś politycy i ekonomiści dyskutują o łagodzeniu skutków kryzysu, o wsparciu finansowym dla Grecji, a nie o identyfikacji jego przyczyn. Trzeba mieć świadomość, że kryzys finansowy części państw unii (Grecja, Irlandia, Portugalia) nie ma charakteru koniunkturalnego, jego źródła tkwią w wadliwych mechanizmach strefy euro. Jest to kryzys o cechach strukturalnych.

[srodtytul]Przyczyny kryzysu[/srodtytul]

Podstawową przyczyną obecnych zaburzeń finansowych w krajach południa Europy jest narastająca nierównowaga zewnętrzna rozumiana przede wszystkim jako deficyt na rachunku obrotów bieżących. A co najważniejsze, zablokowanie przez procesy integracji mechanizmów wyrównawczych pozwalających osiągać równowagę z zagranicą. Jest to sytuacja paradoksalna, bowiem zdaniem Roberta Mundella jedną z podstawowych przesłanek budowania optymalnego obszaru walutowego jest stworzenie dogodnych warunków do przebiegu procesów wyrównawczych gwarantujących osiąganie równowagi zewnętrznej w warunkach niskiej inflacji i relatywnie niskiego bezrobocia.

Jeszcze kilkanaście lat temu w literaturze na temat integracji walutowej dominował pogląd, że warunkiem uczestnictwa państw w unii walutowej jest ich zdolność do osiągania równowagi bilansu handlowego. Sprawę formułowano jednoznacznie: jeżeli niespełniony będzie ten warunek, to istnieje realne niebezpieczeństwo powstawania obszarów (regionów) strukturalnie recesyjnych. Alternatywą jest uruchomienie bezzwrotnych transferów finansowych między regionami. Powtórzmy – albo kraje są w stanie równoważyć swój bilans obrotów z zagranicą, albo konieczne jest finansowe wsparcie tych państw.

Co zatem zmieniło się w teorii ekonomii? Co spowodowało, że równowaga zewnętrzna stała się czymś łatwo osiągalnym i mało istotnym? Dlaczego nie umieszczono jej w tzw. wskaźnikach konwergencji z Maastricht?

Niełatwo jest dać precyzyjną odpowiedź na postawione pytania. Sądzę, że zadecydowały o tym trzy czynniki:

1. bezkrytyczne przyjęcie założenia teorii optymalnego obszaru walutowego, mówiącego o tym, że przepływy czynników produkcji (np. kapitał, praca) mogą substytuować działanie mechanizmów wyrównawczych;

2. upowszechnienie się w ekonomii i tzw. praktyce gospodarczej absorpcyjnego podejścia do bilansu płatniczego;

3. egoizm krajów nadwyżkowych.

Utworzenie unii walutowej oznacza z punktu widzenia poszczególnych państw rezygnację z najprostszego i efektywnego instrumentu osiągania równowagi zewnętrznej – kursu walutowego. To jest oczywisty koszt integracji monetarnej. Twórcy unii zakładali, że mechanizm dostosowawczy (kurs i cena) można zastąpić przepływami czynników produkcji. Tak się jednak nie stało. Mobilność siły roboczej i innych czynników wytwórczych jest w strefie euro raczej ograniczona. Przepływy kapitału portfelowego mogą jedynie finansować deficyt na rachunku obrotów bieżących – nawet w długim terminie – lecz go nie likwidują.

Podejście absorpcyjne (S.S. Alexander) zakłada, że równowagę bilansu handlowego można osiągnąć przez ograniczenie tzw. absorpcji wewnętrznej. Tworzą ją: inwestycje plus konsumpcja plus wydatki rządowe. Różnica między wielkością PKB a absorpcją musi się równać saldu bilansu handlowego. Zatem w przypadku ujemnego salda obrotów towarowych z zagranicą nie można dopuszczać do wzrostu absorpcji wewnętrznej. Bardzo ważnym składnikiem absorpcji są wydatki rządowe. Twórcy unii walutowej mogli zatem zakładać, że ograniczenie deficytu budżetowego (fiskalne kryterium konwergencji) będzie w sposób pośredni stabilizowało saldo obrotów z zagranicą. Takie kraje, jak Niemcy czy Francja, odnotowywały narastanie deficytu budżetowego, a równocześnie osiągały znaczące nadwyżki na rachunku obrotów bieżących bez konsekwencji dla rachunku obrotów bieżących.

Podsumowując, stwierdzić należy, że ani teoria ekonomii, ani ponad dziesięć lat doświadczeń nie dają podstaw do sformułowania wniosku, że regulacje unijne i nowe mechanizmy ekonomiczne strefy euro pozwalają osiągać krajom członkowskim równowagę zewnętrzną. Nie pozwalają również na stwierdzenie, że deficyt na rachunku obrotów bieżących jest w krajach unii walutowej czymś bez znaczenia.

[srodtytul]Egoizm krajów nadwyżkowych[/srodtytul]

W najnowszej historii gospodarczej świata mamy trzy doskonałe przykłady, które dowodzą, że przyśpieszony wzrost gospodarczy można osiągnąć, uzyskując znaczące nadwyżki eksportu nad importem. Przykłady te to: Europa lat 60. w relacjach handlowych z USA, Japonia, a ostatnio Chiny. Znam tylko jeden kraj, który nie przykładał większej wagi do równoważenia bilansu handlowego. Tym krajem są Stany Zjednoczone, wynika to z pełnienia przez dolara funkcji waluty światowej. Pozostałe kraje, nawet jeżeli tego nie deklarują oficjalnie, starają się wszystkimi dostępnymi metodami powiększać swoje rynki zbytu przez wzrost eksportu.

Nie jest celem artykułu obrona Grecji i innych państw przed powszechną krytyką polityków europejskich. Nie chcę również oskarżać Niemiec, Holandii i innych o to, że permanentnymi nadwyżkami na rachunku obrotów bieżących destabilizują relacje między krajami strefy euro, że prowadzą tzw. politykę zubożania sąsiadów. Chcę zwrócić uwagę na fakt, że w Unii Gospodarczej i Walutowej nie działa symetryczny mechanizm wyrównawczy prowadzący do równoważenia salda obrotów bieżących zarówno w krajach nadwyżkowych, jak i deficytowych. Chcę również podkreślić, że na obecnym etapie integracji walutowej równowaga w stosunkach ekonomicznych z zagranicą jest ważna wbrew temu, co deklarują oficjalnie instytucje Wspólnoty. Kraje południa Europy były rozrzutne i dosyć lekko traktowały dyscyplinę finansową, ponieważ pozwalały na to warunki. Powiem więcej, one je do tego zachęcały.

Ignorowanie tego faktu grozi cyklicznie powtarzającymi się kryzysami finansowymi. Koszty neutralizowania kolejnych zaburzeń na rynkach kapitałowych będą coraz wyższe.

Można wskazać dwie metody rozwiązania tego problemu:

1. wprowadzenie nowego kryterium konwergencji – relacji deficytu rachunku obrotów bieżących do PKB;

2. wyposażenie krajowych władz gospodarczych w instrumenty ekonomiczne pozwalające osiągać równowagę zewnętrzną.

Nie sądzę, aby władze eurolandu poparły pierwszą propozycję. Żaden rząd Niemiec czy Francji nie narazi się przedsiębiorcom przez ograniczenie możliwości ekspansji eksportowej. To byłaby zbyt duża ofiara na ołtarzu integracji europejskiej.

Obecnie narodowe władze gospodarcze dysponują bardzo ograniczonymi możliwościami działania na rzecz równowagi zewnętrznej. Są to: ograniczenie wydatków rządowych i podniesienie stawek podatkowych.

Głównym celem działania tych instrumentów jest zmniejszenie popytu wewnętrznego i schłodzenie koniunktury. Wyhamowanie PKB i słabnący popyt mogą zmniejszyć import i ograniczyć wzrost cen krajowych.

Trzeba jednak pamiętać, że możliwość finansowania się na rynku europejskim i ekspansja eksportowa partnerów z eurolandu pozwolą utrzymać wysoki popyt inwestycyjny i efekty ograniczenia absorpcji wewnętrznej będą mierne.

Wzrost podatków ogranicza popyt wewnętrzny, lecz jednocześnie powoduje wzrost cen, co pogarsza konkurencyjność cenową eksportu. Zwiększa się popyt na import.

Działanie przedstawionych powyżej instrumentów władz narodowych obarczone jest poważnym błędem systemowym. Gospodarka nie może być równocześnie schładzana przez ograniczanie popytu wewnętrznego i stymulowana bardzo liberalną polityką monetarną. Synkretyczna polityka gospodarcza nie może być skuteczna.

Utrzymywanie istniejącego status quo grozi kryzysem i dezintegracją strefy euro; alternatywą jest przedstawiona przez niemieckich polityków i publicystów, przyznam trochę cyniczna, propozycja dla Grecji: kupujcie nasze „kinder-niespodzianki” i płaćcie swoimi wyspami.

[srodtytul]Propozycja reform[/srodtytul]

Jedyną możliwością rozwiązania problemu jest nadanie polityce pieniężnej pewnej elastyczności. Może to zabrzmieć jak herezja, lecz sądzę, że część państw strefy euro powinna uzyskać możliwość określenia poziomu głównej stopy procentowej w wyznaczonych marżach, np. 1 – 2 proc. do stopy EBC. W ten sposób władze krajowe miałyby szansę na dostosowanie ceny pieniądza krótkoterminowego do wymogów sytuacji koniunkturalnej.

Możliwa byłaby synchronizacja kierunków polityki monetarnej i fiskalnej.

EBC, ustalając stopę MRO (main refinancing operations) dla operacji otwartego rynku, wyznacza cenę pieniądza, po jakiej będzie dostarczał środki do instytucji kredytowych. Oprocentowanie transakcji overnight zawiera się w korytarzu wyznaczonym przez stopy depozytowe i kredytowe EBC. Przedstawione operacje wyznaczają cenę pieniądza banku centralnego. Cena ta w prosty sposób określa oprocentowanie w operacjach między bankami komercyjnymi, a więc tworzy krótkoterminową rynkową stopę procentową.

Istniejący mechanizm można od strony technicznej adaptować do wymogów elastycznej stopy procentowej. Wynika to z faktu, że operacje refinansowe są przeprowadzane przez narodowe banki centralne z instytucjami kredytowymi „ustanawianymi” przez te banki. Możliwe jest dywersyfikowanie ceny pieniądza krótkoterminowego na różnych rynkach strefy euro. Nie spowoduje to dużych perturbacji.

Zdaję sobie sprawę, że projekt napotka krytykę. Sądzę jednak, że władze monetarne eurolandu przeceniają rolę jednolitej polityki pieniężnej strefy euro. Utrzymywanie obecnej sytuacji jest bardziej niebezpieczne z punktu widzenia strefy euro niż nadanie polityce pieniężnej pewnej elastyczności.

[i]Autor jest profesorem, kierownikiem Katedry Międzynarodowych Stosunków Gospodarczych, kierownikiem Zakładu Finansów Międzynarodowych na Wydziale Ekonomiczno-Socjologicznym Uniwersytetu Łódzkiego[/i]

Tworzenie unii walutowej jest przedsięwzięciem bez precedensu w historii gospodarczej. To prawda, że w XIX w. istniały w Europie unie monetarne (łacińska, skandynawska), lecz zakres ich działania dotyczył w zasadzie standaryzacji monetarnej, reguł emisji i obiegu w warunkach systemu waluty złotej. Tak więc z punktu widzenia współczesnych stref walutowych doświadczenia XIX-wieczne mają ograniczoną wartość.

[srodtytul]Pieniądz i idea[/srodtytul]

Pozostało 96% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy