Tworzenie unii walutowej jest przedsięwzięciem bez precedensu w historii gospodarczej. To prawda, że w XIX w. istniały w Europie unie monetarne (łacińska, skandynawska), lecz zakres ich działania dotyczył w zasadzie standaryzacji monetarnej, reguł emisji i obiegu w warunkach systemu waluty złotej. Tak więc z punktu widzenia współczesnych stref walutowych doświadczenia XIX-wieczne mają ograniczoną wartość.
[srodtytul]Pieniądz i idea[/srodtytul]
Kiedy w 1993 r. podpisywano traktat z Maastricht, niewiele wiedziano o mechanizmach funkcjonowania unii walutowej. Założenia „ekonomii politycznej strefy euro” budowano na podstawie dorobku teoretycznego Roberta Mundella i i kontynuatorów oraz 15 lat doświadczeń europejskiego systemu walutowego. To mało.
Ekonomiści zdawali sobie sprawę z faktu, że ryzyko błędu i niepowodzenia jest duże. Politycy widzieli tylko jasne strony przedsięwzięcia, widzieli wielki cel dla integrującej się Europy – wspólny pieniądz. Europa potrzebowała idei, która na wiele lat wyznaczyłaby kierunki współpracy.
I tu rzecz ciekawa, tak długo jak politycy mniej lub bardziej życzliwie przyglądali się procesowi tworzenia unii walutowej, miał on zdecydowanie rynkowy charakter i daleki był od konstytuowania ponadnarodowej władzy gospodarczej. Sprawy przybrały inny obrót, gdy aktywnie zajęli się nim politycy. Potrzebne były szybkie efekty, tych nie gwarantowały mechanizmy rynkowe. Nastąpił odwrót od estetyki wolnego rynku i rozpoczęto tworzenie unii, opierając się na ponadnarodowych centrach decyzyjnych i silnej strukturze instytucjonalnej. Nastąpił przyśpieszony transfer kompetencji ze szczebla narodowego na poziom wspólnotowy.