Rozszerzenie wymiany handlowej w Unii to jeden z priorytetów Komisji Europejskiej. Jednak – jak przyznają eksperci – choć idea jest bardzo ciekawa i potrzebna, to jednak dla Polski nie będzie mieć dużego znaczenia. I na spadek cen elektryczności liczyć nie możemy.
– Wspólnego rynku energii nie należy utożsamiać z jednolitym rynkiem, ale na pewno dzięki idei Komisji Europejskiej wzrośnie znaczenie przesyłu transgranicznego i transakcji giełdowych, co z punktu widzenia odbiorców jest korzystne, jednak tylko w minimalnym stopniu będzie odnosić się do Polski – mówi Filip Elżanowski z Uniwersytetu Warszawskiego.
Polską słabością jest brak odpowiednich połączeń transgranicznych. – Stąd wymiana handlowa z zagranicą jest ograniczona – mówi Władysław Mielczarski, który w imieniu Unii nadzoruje plan mostu polsko-litweskiego . – Na realizacji idei Komisji niewiele zyskamy.
Podobnie uważa prof. Krzysztof Żmijewski z Politechniki Warszawskiej. – Przepustowość linii transgranicznych jest słaba, zwłaszcza jeśli porównamy ją z mocami polskich elektrowni – mówi. – W szczycie zapotrzebowania wykorzystujemy ok. 25 tys. MW, a import poprzez kabel podmorski ze Szwecją może sięgnąć 500 MW, przez inne linie zaś – według danych PSE Operator – 100 MW.
Eksperci ostrzegają jednocześnie przed wzrostem cen energii w Polsce, zwłaszcza po 2013 r., w efekcie unijnej polityki ochrony klimatu, która nakłada m.in. na elektrownie obowiązek zakupu pozwoleń na emisję dwutlenku węgla. W prognozach zakłada się podwyżki cen o połowę, czyli do ok. 300 zł za 1 MWh. Prof. Żmijewski uważa, że idea wspólnego rynku nie ochroni nas przed tym.