Przez większość dnia WIG20 uporczywie balansował na wysokości poniedziałkowego zamknięcia, jedynie co pewien czas kierując się w dół, ku poziomowi 2700 pkt. O godz. 17:00 odległość między najwyższą i najniższą wartością indeksu w trakcie dnia wynosiła 15 pkt. Ostatnio tak symboliczne wahania zanotowano jeszcze w drugiej połowie grudnia ub.r. Wkrótce potem, na początku stycznia, przyszło solidne kilkudniowe tąpnięcia, w trakcie którego WIG20 stracił ponad 4 proc.

Póki co jednak, inwestorzy muszą cierpliwie czekać na rozstrzygnięcia. Rynku nie rozruszały dziś nawet ważne dane makro. Rozczarowaniem okazały się dane o styczniowej sprzedaży detalicznej w USA. Urosła o 0,3 proc. (m/m), podczas gdy ekonomiści spodziewali się średnio niemal dwukrotnie większej poprawy. Wzrost okazał się na dodatek najsłabszy od czerwca ub.r.

Rodzimemu rynkowi akcji z pewnością nie pomogły też dane o inflacji w naszym kraju, która jest najwyższa od kwietnia 2009 r. (3,8 proc. r/r). To może zaś skłonić Radę Polityki Pieniężnej do kolejnej podwyżki stóp procentowych już na początku marca. Wyższe koszty pieniądza to oczywiście nie byłaby dobra wiadomość dla inwestorów giełdowych.

Pytanie czy aktywność graczy zwiększy się jutro, kiedy poznamy kolejną serię danych z USA (o inflacji, produkcji przemysłowej oraz z rynku nieruchomości). Patrząc na dzisiejszą sesję, można mieć co do tego wątpliwości.

Wielkich emocji nie przynosi też póki co sezon publikacji wyników kwartalnych polskich spółek. Jeszcze rano zapowiadało się na to, że bohaterem sesji będzie Lotos, który znacznie zwiększył zysk operacyjny w IV kw. (zysk netto zmalał natomiast znacznie mniej niż spodziewali się analitycy). Po udanym początku notowań później było już tylko coraz gorzej.