Hiszpanie liczą na odbicie gospodarki

Ostatni kryzys odcisnął piętno na hiszpańskiej gospodarce. Kraj bardzo powoli zaczyna wychodzić z zapaści. Ludzie nauczyli się żyć w nowych warunkach, ale wypatrują zmian na lepsze

Publikacja: 18.02.2011 03:07

Jednym z największych problemów Hiszpanii, obok rynku nieruchomości, są dziś kasy oszczędnościowe, t

Jednym z największych problemów Hiszpanii, obok rynku nieruchomości, są dziś kasy oszczędnościowe, tzw. cajas. Szacuje się, że do ich dokapitalizowania może być potrzebne nawet 80 mld euro

Foto: AP

Vincente Jose Martinez, kasjer w supermarkecie domu towarowego El Corte Ingles, bardzo dokładnie ogląda paczki wędlin i wyjmuje zabezpieczenia przed kradzieżą. Są przyklejone nawet do tych, które kosztują półtora euro, i w różnych miejscach, tak żeby naprawdę trudno było je znaleźć. To chwilę trwa, ale wszyscy przy kasach są cierpliwi. Wiadomo – kryzys. Nie wszystkich stać na zakupy.

Miriam Farouk prowadzi taksówkę i jest przeszczęśliwa, że Światowy Kongres Telefonii Komórkowej napędza jej klientów. Jeździ także w nocy, bo „niektórym jest wtedy bardzo trudno trafić do hotelu”. Jest Egipcjanką i przyjechała do Hiszpanii na początku lat 90. Dzisiaj ma 47 lat.

– Żyje się bardzo trudno. Gdybym tylko mogła, wyjechałabym stąd – mówi. – Dokąd? – No właśnie, dokąd... – zastanawia się. – Najgorsze jest to, że nie ma dokąd wyjechać. Wszędzie jest kryzys. Może do Arabii Saudyjskiej – mówi. Tylko że tam nie mogłaby prowadzić taksówki, nie mówiąc już o noszeniu supermini, do której się przyzwyczaiła.

[srodtytul]Kryzysowa oferta[/srodtytul]

Większość hiszpańskich fryzjerów wyznaczyła dwa dni w tygodniu, kiedy strzygą bezrobotnych taniej o 25 proc. Marco Aldany to jedna z sieci, gdzie osoba bez pracy zapłaci o jedną czwartą mniej, jeśli ostrzyże się w poniedziałek albo środę między godz. 15 a 17.

– Nasza sieć zawsze była bardzo demokratyczna i staraliśmy się dopasowywać ceny do sytuacji na rynku, żeby każdy mógł tutaj przyjść. Teraz wprowadziliśmy ceny „popularne”, bo trzeba wesprzeć tych, którzy nie mają pracy – mówi Carlos Ruiz, szef marketingu i sprzedaży w Marco Aldany. I cieszy się, że inni poszli ich śladem. – Żeby skorzystać z niższych cen, trzeba tylko mieć przy sobie dowód osobisty i kartę bezrobotnego INEM. To wszystko – mówi Carlos Ruiz.

Przyznaje jednak, że niższe ceny wymusza nie tylko kryzysowa solidarność z rodakami, ale i chińska konkurencja. Chińczycy powoli opanowują handel. Są na jednym z najpiękniejszych bazarów świata, Mercat de la Boqueria. Ich sklepy są już coraz bliżej Rambli i Plaza de Catalunya. – Chińczycy to mafia. Dają pracę tylko swoim ludziom i ich biznes nie widzi kryzysu – mówi Ruiz.

Miriam Farouk jest oburzona, bo w Barcelonie jest już trzech taksówkarzy Chińczyków. – Dla nich nie jest problemem nauczenie się hiszpańskiego w jedną dobę – przekonuje. – Mają taką motywację, że potrafią wszystko – dodaje.

Ale Chińczycy nie tylko zabierają, ale i dają pracę. We wszystkich lepszych sklepach i restauracjach są przynajmniej chińskojęzyczni sprzedawcy i kelnerzy. – Nie miałam wyjścia – mówi Ana Maria Cullel, menedżerka salonu MaxMary na Avenida Diagonal. U niej Chinka zastąpiła Hiszpankę, a Rosjankę po prostu zwolniła, bo fala nowych ruskich popłynęła do najdroższych butików. Tam zresztą też są chińscy ekspedienci. – To nowi Japończycy – mówi Cullel. – Nie liczą się z pieniędzmi i strasznie się cieszą, że jest tak tanio, jakby nie widzieli zer przy cenach.

[srodtytul]Nieruchomości wciąż w dołku[/srodtytul]

Na rynku nieruchomości nie widać końca kryzysu. Nadal na sprzedaż jest ponad 700 tys. nowych domów, na które trudno jest znaleźć nabywców. Rząd przygotowuje teraz podróż objazdową dla minister budownictwa Beatriz Corredor. Politycy wierzą, że za granicą są pieniądze i chętni do kupna hiszpańskich nieruchomości. Trasa minister Corredor ma zacząć się w Wielkiej Brytanii, ale już teraz ci Brytyjczycy, którzy mają tutaj swoje posiadłości, są bardzo sceptycznie nastawieni do tego pomysłu.

– Rząd musi zacząć od zmiany prawa. Na razie wiele z tych domów, dla których trudno znaleźć właścicieli, jest wybudowanych nielegalnie – mówi Maura Hillen, która kupiła dom, nie zdając sobie sprawy, że został postawiony bez wymaganych zezwoleń. Na razie rynek jest w zapaści. Domy staniały przynajmniej o jedną czwartą w tak atrakcyjnych lokalizacjach, jak Malaga czy nawet Wyspy Kanaryjskie. Tylko pod Alicante jest 120 tys. gotowych do zamieszkania domów, których właścicielem są banki.

Gabi Baischer pracuje w In Sun Properties w Villamartin. Jest bardzo szczęśliwa, bo właśnie udało się jej sprzedać parze Szwedów dom za

107 tys. euro. To połowa kwoty, za jaką ten dom został wystawiony dwa lata temu, ale jego właściciele nie mogli już dłużej czekać na lepszą cenę.

Inny Brytyjczyk, Robin Barton, mieszka w Villamartin od dziesięciu lat. – Hiszpanie wybudowali za dużo domów i żeby rząd nie wiadomo co robił, to i tak nie będzie ich w stanie sprzedać. Przecież nie tylko Hiszpania, ale cała Unia jest w kryzysie – mówi. On sam jest na emeryturze. Mieszka w Hiszpanii, a nie w Manchesterze, bo cieplej i taniej.

[srodtytul]Światełko w tunelu[/srodtytul]

Gospodarka hiszpańska bardzo powoli, ale jednak wychodzi z recesji. W ostatnim kwartale 2010 r. PKB wzrósł o 0,2 proc., ale w całym roku, według Narodowego Instytutu Statystyki, skurczył się o 0,1 proc. Ten delikatny powrót do wzrostu pod koniec roku Hiszpanie zawdzięczają eksportowi, bo tak jak inni Europejczycy starają się ciąć i koszty, i ceny. Ale odbudowa gospodarki jest bardzo trudna.

– Możliwości powrotu do wzrostu są bardzo ograniczone właśnie przez sytuację na rynku nieruchomości – uważa Gilles Moec, główny europejski ekonomista w Deutsche Banku.

A teraz tylko byle do kwietnia. Wtedy do portu zaczną zawijać wielkie statki wycieczkowe. Ich trasy zmieniły się od czasu wybuchu zamieszek w krajach arabskich. – To jeszcze półtora miesiąca. Ale teraz do końca tygodnia chociaż trwają targi, więc jest co robić, a to jest najważniejsze – cieszy się Juan Gonzalo Velazque, który znalazł zatrudnienie przy imprezie targowej w Barcelonie.

Ale i tak uważa, że najlepiej byłoby zmienić rząd. Po pierwsze dlatego, że socjaliści i premier José Luis Zapatero nie poradzili sobie w kryzysie, nie mówiąc o tym, że przejedli nadwyżkę budżetową, jaką zostawiła im prawicowa Partia Ludowa. A po drugie: bo w polityce musi się kręcić. Jak za długo rządzi jedna partia, to potem przychodzi kryzys. – Zmiana rządu pomoże chociaż na trochę – mówi. – Przy tym podczas kampanii wyborczej politycy zawsze tyle obiecują. I przekonują, że będzie lepiej. Chociaż na chwilę przyjemnie będzie im uwierzyć – dodaje.

I nie przeszkadza mu, że potem tych obietnic politycy najczęściej nie spełniają. Jego zdaniem Hiszpanie potrzebują teraz pozytywnych sygnałów. A reszta sama jakoś się potoczy. Bo przecież kryzys wiecznie trwać nie może. Byle do kwietnia.

I dobrze, że Barcelona wywalczyła sobie przedłużenie targów do 2013 roku. Potem nie wiadomo, jak będzie dalej, bo niektóre imprezy stąd uciekły. Za drogo.

Z Gabi Baischer idziemy na kawę. Przechodzimy koło krawca, który zachęca klientów ofertą „low cost” – wcześniej tego w Barcelonie nie było. Mijamy dwa bary w centrum, wchodzimy do trzeciego. Tutaj espresso nie tylko kosztuje 80 eurocentów, ale jeszcze właściciel dodaje dwa ciasteczka albo rogalik. Za darmo. To dlatego u niego jest pełno, a u konkurencji pustawo.

Vincente Jose Martinez, kasjer w supermarkecie domu towarowego El Corte Ingles, bardzo dokładnie ogląda paczki wędlin i wyjmuje zabezpieczenia przed kradzieżą. Są przyklejone nawet do tych, które kosztują półtora euro, i w różnych miejscach, tak żeby naprawdę trudno było je znaleźć. To chwilę trwa, ale wszyscy przy kasach są cierpliwi. Wiadomo – kryzys. Nie wszystkich stać na zakupy.

Miriam Farouk prowadzi taksówkę i jest przeszczęśliwa, że Światowy Kongres Telefonii Komórkowej napędza jej klientów. Jeździ także w nocy, bo „niektórym jest wtedy bardzo trudno trafić do hotelu”. Jest Egipcjanką i przyjechała do Hiszpanii na początku lat 90. Dzisiaj ma 47 lat.

Pozostało 91% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy